NIKT SIĘ TEGO NIE SPODZIEWAŁ, ALE WSZYSCY NA TO CZEKALI 🙂

 

Terminator, legendarne trio kożuchowskiego domu kultury „POLMO” z lat ’90, po 33 latach wydaje swoje jedyne demo „Brutal Termination” na winylu, i ziemia w Burkina Faso zatrzęsła się po raz drugi. Po rewelacyjnej sprzedaży (tylko w samym Mozambiku album pokrył się potrójną satyną, czy coś w ten deseń) sypnęło takimi propozycjami koncertowymi, że panowie nie mogli odmówić (pacierza rzecz jasna). Postanowili się zebrać i przedyskutować temat w lokalnej pijalni wód mineralnych „Rynsztok”. Narada Terminatorsów trwała trzy minuty i dwie sekundy. Padło sakramentalne „TAK” , chcemy to zrobić, bo jak nie teraz to kiedy? Jak powiadają młodzi Indianie, „mądrość przychodzi z wiekiem, wiekiem trumny”, wiec nie ma chwili do stracenia. Zakasali nogawki i ruszyli ku nowej przygodzie 😉

Angus z racji swojego wieku zamówił na chińskim portalu randkowym „Ali SEXpress” tytanowy kręgosłup raz używany, coby mógł sprawnie grać zabójcze tempa, a przy okazji drzeć japę do sitka. Operacji miał się podjąć nadworny chirurg cesarza Chin doktor PAJ-CHI-WO. Postać fikcyjna, ale co tam – ważne, że dał radę, a operacja została zakończona niepowodzeniem. Xaronowi (krwawemu) z Kurazonem niczego nie brakowało, więc obyło się bez przysłowiowego przeszczepu włosów z pod pach na grzywkę 😉

Najpierw posypały się propozycje pojedynczych koncertów. Telefony dosłownie się nie urywały 🙂 Dzwonili menadżerowie takich kapel jak: Czerwone Wiertary, Hehemoth, Trombi czy Cing Krimzon. Prosili, błagali, żeby uświetnić im koncerty i zagrać w roli gwiazdy. No pierwsze trzy kapele jakoś dali by radę, ale gościa, który siedzi na stołku i trzy godziny w niego gazuje – o co to, to nie. Za „gazociąg przyjaźni” pięknie podziękowali. Nie będzie Robercik pierdział im w twarz 😉

Xaron tak to wspomina:

– Na początku myśleliśmy, że to jakieś tanie żarty sowieckich trolli i kompletnie zluzowaliśmy gumę. Angus skwitował to krótko: „CHYBA TY?„. Po chwili zaczęły sypać się propozycje festiwali, gdzie TERMINATOR miał wystąpić w roli głównego hedlajnera. Twarze zaczęły nam blednąć, a pośladki nabierać rumieńców. Coś jest na rzeczy. Poza tym sumy, jakie padały nie były wcale takie okrągłe, to były typowo kwadratowo-owalno- kanciaste kwoty. ŻelFest, Fucken, Brutal Ass(ault), Closen’er, ONN Festival to te mniejsze nazwy, o większych lepiej nie wspominać 😉

Z czasem zatrudniliśmy menagera. Dezyderiusz Bzibziak (wcześniej pracował z Edzią Górniakową i Jožinem z Bažin) znał się na robocie jak na konstrukcji cepa. Kompletny bezmózgowiec. Ale zawsze sobie tłumaczę, że jak meduza przeżyła bez mózgu 65 milionów lat, to i on da radę 😉 Od początku miał dwie lewe ręce do roboty, dlatego sprawy brał w swoje nogi.

I tu dopiero zaczęła się szajba na poważnie. Męcikał, Oszczywnik, Tumidaj czy Plugawice Dolne. Tam mieliśmy przejść chrzest bojowy, nabrać ogłady, kultury i oczytania. Bo zagrać na dożynkach wiejskich to nie sztuka, ale wyjść z nich żywym – to już wyższa szkoła zarządzania i marketingu. Strach zaglądnął głęboko w nasze (wiadomo co), ale uciekł, a my nie spękaliśmy.

Sprawy zaczęły nabierać rozpędu. Terminy dopięte na przedostatni guzik, catering zapewniał Gordon Ramsay, a whisky dowoził Johny Bravo (yyy Łoker).

Nagle o całym przedsięwzięciu dowiedział się (nie)słynny Arnold S. i stwierdził z oburzeniem:

– Jak to, Terminator się reaktywował beze mnie? WHAT THE FUCK cwaniaczki z Koziej Wólki? Wychowałem się na waszej muzyce, to demo towarzyszyło mi przez całą moją edukację szkolną. A jak myślicie skąd się wziął tytuł filmu TERMINATOR???

Na nic zdały się tłumaczenia, że Terminator to taka kapela z wioski pod Zieloną Górą. Arnold pomruczał coś pod nosem i rzekł:

– Jak ruszacie w trasę, jadę z wami, zostanę waszą maskotką!!! Wiecie, od czasu do czasu łupnę z obrzyna, skopię komuś dupsko, więc się nadam. A przy tym złamanego centa od was nie wezmę 😉

– No dobra Arni, wchodzisz w to! – wydukaliśmy ze strachu jednogłośnie.

Idziemy dalej. Pech nie chciał, że sąsiadem Arnolda jest Quentin Tarantino i wieść o reedycji naszego demosa dosłownie ścięła go z rąk. Zwierzył się Arniemu, że w takim razie zaczyna kręcić drugą część „Pulp Fiction”. Szybko uknuł plan, że za ścieżkę dźwiękową posłużyć miała mu muzyka TERMINATORA. Arnold błyskawicznie sprowadził Qentka na ziemie krótkim tekstem:

– Chłopie nie stać Cię na nich 😉

Po tym incydencie Quentin popadł w depresję i już nigdy nic nie nakręcił. Ale za to założył zespół gore grindowy TRZY GRAMY ZAJOBA i nagrał z nim czternaście albumów, których nikt nigdy nie wydał.

Jak wieść dotarła na ranczo Toma Arai, który stwierdził, że jeśli Arnold to i on. Na czas koncertów reaktywuje Slayera i rusza z nami na trasę jako support. Cholera, a to już nie przelewki 🙂 No i jak ruszyliśmy w trasę, to końca nie było. Na lato nasz menago zabukował letnie festiwale (wszystkie) i koncerty stadionowe (jednak coś potrafi tymi nogami zdziałać) 🙂

Takich historii było sporo, a przy okazji światowej trasy odwiedziliśmy ciekawe miejsca min; słynną chatę wuja Toma, Górkę Hollywzwód, Naszą Szkapę i Janka Muzykanta (dwóch ostatnich nie kojarzę, Angus gdzie to widziałeś? 😉 ). Sporo by tu opowiadać, myślę, że to idealny temat na krótkie wiosenne poranki, więc nie będę zanudzał.

Na koniec taka rada dla przyszłych muzykantów: zakładajcie zespoły, nagrywajcie płyty i grajcie koncerty, ale pod żadnym pozorem nie wydawajcie płyty po 33 latach od jej nagrania. Dlaczego? Bo to może się bardzo dobrze skończyć 😉

P.S. Kariera karierą, ale po jej zakończeniu trzeba coś kręcić, by dorobić do emerytury. Panowie nie zasypywali arbuzów w popiele i postanowili działać.

Angus z racji, że wcześniej pracował w firmie ochroniarskiej „Strach” – postanowił otworzyć własny biznes. Od tej pory pilnuje własnego cienia, który po pijaku parę razy mu spierdolił.

Kurazon działał wcześniej w ubezpieczeniach. Postanowił rozszerzyć swoją działalność i otworzył  filie w Republice Nauru i Dżibuti. Tam będzie ubezpieczał ludzi od szczęśliwych wypadków, złego humoru i babskich fochów.

Ja (Xaron Bloody) poszedłem w dwóch kierunkach. Magda Gessler i Robert Makłowicz zaproponowali mi wspólny program kulinarny „Gotuj z Terminatorem”. No i wszedłem w to. Zrobiliśmy kilka sezonów ogórkowych, trochę podłego żarcia i rozeszliśmy się. Po tym programie Magda zaczęła kręcić „Kuchenne Rewolucje” a Robert „Makłowicz w drodze”. W sumie to chyba przyczyniłem się trochę do ich sukcesu?

Drugi temat to perfumiarstwo, które od jakiegoś czasu spędza mi smród spod nosa. Jak wieść gruchnęła w półświatku z mety współpracę zaproponowały mi takie znakomite nosy jak Eugenio Smrodziani czy Hugo Noos. Zaczęliśmy eksperymentować ze strychniną, serem limburskim i Surströmming. I na tym się skończyło. Nie przeżyli.