SLEEPYTIME GORILLA MUSEUM - blog o muzyce metalowej, recenzje płyt

Minęło sporo czasu od ostatniej wizyty w Czarnej Dziurze. Dziś postanowiłem znów zgłębić jej zakamarki i po raz kolejny dać się zwariować. A jest przy czym, bo Sleepytime Gorilla Museum to grupka muzyków, którzy nie mają żadnych zahamowań w przestrzeni dźwiękowej. I jedno jest pewne – to nie są normalni ludzie 😉

Powstali w 1999 r w Oakland (Kalifornia). Założycielami byli Nils Frykdahl i Dan Rathbun, którzy wcześniej grali w Charming Hostess. Po czasie dołączyła Carle Kihlstedt oraz perkusiści: Moe! Staiano i David Shamrock. Generalnie skład SGM ulegał różnym przetasowaniom, ale nie powstrzymało to kolektywu w popełnieniu trzech albumów: „Grand Opening and Closing” (2001 ), „Of Natural History” (2004), „In Glorious Times” (2007). Ukazał się jeszcze album koncertowy „Live” (2003).

SLEEPYTIME GORILLA MUSEUM - blog o muzyce metalowej, recenzje płyt

Tyle tytułem wstępu. Przejdę teraz do moich doznań słuchowych, które postaram się odpowiednio do nastroju przełożyć 😉 Lekko nie będzie, ale lubię wyzwania, więc do dzieła. Do tej pory zdążyłem zgłębić zawartość dwóch płyt SGM czyli „Grand Opening and Closing!” i ” In Glorious Times” tak więc na nich będę bazował.

Opisać muzykę SGM słowem „obłąkana”, to tak jakby nic nie napisać. Ten kłębek labiryntów, dziwactw i dźwiękowych wynaturzeń nie mieści się żadne stylistyczne ramy. Najprostsze określenie to: fuzja rocka, jazzu i psychodeli, która została doprawiona szczyptą wyuzdanego szaleństwa. Tutaj dzieją się rzeczy tak nieoczywiste i skomplikowane, że czasami nie nadążam. Odnoszę wrażenie dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości u wszystkich członków zespołu. Co w następstwie prowadzi do pewnego rodzaju transu i opętania. Po części to prawda 😉

Oczywiście wszystkie te przypadłości odbijają się szerokim echem w muzyce SGM. Mało tego – potrafią zniewolić na kilku płaszczyznach. Oprócz rozbudowanych struktur i połamanych rytmów swoje trzy grosze wplatają wokaliści (Carla, Nils i Dan) i robią to doskonale („Sleep in Wrong”, „1997”). Wokalom w muzyce SGM można by poświęcić osobny rozdział, bo ich specyficzna narracja  i wielobarwność dodaje odpowiedniego smaczku. Dla niewprawionych w bojach słuchaczy mogą wydawać się ciężko strawne, ale to wrażenie szybko mija. Generalnie całość „buja” na dość elastycznych resorach i mimo chwilowych zachwiań równowagi ten dźwięczny „POKRAK” da się lubić.

Chaos, który panuje bezwładnie i rozplenia się w nieznanych kierunkach po czasie wraca do punktu wyjścia i scala cały kolektyw. Powstałe przy tym dźwięki może i są nawiedzone, odrealnione i czasami pozbawione dobrego smaku, ale robią w głowie taki piękny bałagan, że nic tylko paść na kolana i prosić o więcej. Mnie Gorilla na początku trochę przytłoczyła ilością przekazywanych bodźców, ale to było chwilowe niedomaganie 🙂 Teraz, kiedy na spokojnie zgłębiam tajniki jej geniuszu i analizuję nutka po nutce, za każdym razem zrywam maskę, pod którą kryje się inna, nowa twarz. Wygląda znajomo, ale do końca nie jestem pewien 😉

Tak. Zdecydowanie mogę to powiedzieć – SLEEPYTIME GORILLA MUSEUM to muzyczne muzeum ekscentryczności, wykwintności i komicznej arogancji z nowatorską perwersją, które uzależnia od pierwszego kontaktu.

 

Powoli kończąc przybliżanie muzyki, którą proponuje SGM, porównałbym obcowanie z nią do wizyty w zakładzie dla psychicznie chorych. Mijasz ich na korytarzu i zastanawiasz się, co tkwi w ich umysłach? Co tam u licha musi się dziać??? Sleepytime Gorilla Museum jest odpowiedzią na to pytanie.

P.S. Tak się teraz głęboko zastanawiam, czy nadszedł już czas, TEN czas, by zmierzyć się z twórczością Mrocznego Taboreciarza? 🙂