Listopadowa pogoda za oknem zazwyczaj nie napawa optymizmem. Żeby całkowicie nie pogrążyć się jesiennej depresji proponuję krótki spacer po dobrze sprawdzonych „muzycznych lekach”. Wiem, wiem trudno w to uwierzyć, gdy aura nie rozpieszcza, i do tego jeszcze smutna nuta – to już całkiem można „zejść” z tego świata. Uwierzcie mi nie ma nic lepszego jak nastrojowa i klimatyczna muzyka szumiąca wieczorkiem w głośnikach.

Mam kilka takich recept na długie jesienne wieczory. Jedną z nich jest płyta, którą bardzo często puszczam jak mam wolny wieczór. My Dying Bride i ” The Angel and The dark river”. To płyta kompletna, skończona, smutna i bardzo osobista. Znajdziemy na niej piękne klimatyczne skrzypce, cudowne wokalizy Aarona i „ten” jedyny charakterystyczny ból i smutek. Teksty też są utrzymane w depresyjnym klimacie (nieszczęśliwa miłość, śmierć). U My Dying to normalna rzecz, ale  piętno na wrażliwym słuchaczu odciskają.

Kolejnym zespołem jest Katatonia i ich jak dla mnie najdoskonalsze dzieło ” Discouraged Ones”. Tą  płytę zaliczam do kategorii „słuchaj i płacz”. Ileż tego płynu można przelać słuchając tych smutnych opowieści, które to Katatonia idealnie nam serwuje bez zbędnych przystawek. Sama okładka płyty daje do myślenia.

No i jak jesienna deprecha to nie może zabraknąć November’s Doom. Tutaj cofnę się do ich wcześniejszych dokonań i zaproponuje „The Knowing” – płyta, która przepełniona jest do bólu cierpieniem i wyalienowaniem, a utwór „Silent tommorow” – dark version jest tego dobitnym przykładem. Paul Kuhr idealnie „płacze” i w tym co robi jest zawodowcem.

Myślę, że te trzy pozycje są w sam raz na jesienno-zimowe sesje ze samym sobą. Z mojej strony mogę jeszcze dorzucić Type O Negative („October rust”) i to już będzie dopełnieniem całości.

A i bym zapomniał o „Deeper kind of slumber” nieodżałowanego Tiamat. A więc szlochajcie narody w imię smutku i cierpienia, a muzyka ta choć na chwilę ukoi wasz ból i zagoi rany. Czas  przenieść się w  zapomnienie.