IMPERIAL TRIUMPHANT "Spirit of Ecstasy" - blog o muzyce metalowej i alternatywnej

 

IMPERIAL TRIUMPHANT na dobre zadomowił się w czarnej dziurze. Mało tego! Umeblował ją pod swój gust i teraz on rozdaje tutaj karty. „Spirit of Ecstasy” to ich najmłodsze dziecko, a zarazem najdojrzalsze. Po latach szwendania się po galaktyce postanowili osiąść w swoim miejscu. Od początku słychać, że to IT, ale jak dla mnie skręcili bardziej w stronę jazzu. Poza tym spuścili trochę z tonu i zwolnili tempo. Muzycy nie pędzą już na złamanie karku, przestali się ścigać ze światłem, bo dawno tę barierę przekroczyli. Tym razem panowie postanowili porozglądać się dookoła i wyciągnąć stosowne dźwięki. A mianowicie do szalonych improwizacji wkradło się całkiem sporo wirtuozerii. Ale takiej rozczochranej, niepoukładanej, rzekłbym nawet brzydkiej.

Muzycznie mamy bardzo gęsto i duszno, że czasami ciężko złapać oddech. Do tego te nawiedzone wokalizy Ilyi, które z niczym dobrym się nie kojarzą, a raczej z czymś potwornym i strasznym. Muszę przyznać, że tym razem nie są to czarno-białe plamy. Co mnie jeszcze fascynuje na tej płycie – BRZMIENIE. Perfekcja i profesjonalizm w każdym calu, ale troszkę przyprószone organicznym brudem. Wszystkie instrumenty żyją i oddychają świeżym i czystym powietrzem. Czuć powiew natury. Znalazł się też mały zakątek na psychodeliczne majaki i te smaczki jak najbardziej nie wstydzą się swojej przynależności.

Kończąc powoli swoje bazgroły muszę przyznać, że IMPERIAL TRIUMPHANT mimo wszystko trzyma obrany kurs i tylko troszkę zmienił podstawowe priorytety. Jest to dalej ekstremalny metal, ale podany w wykwintnej i elegantszej formie. Oczywiście nie wszyscy ją zaakceptują, ale kogo to obchodzi. Mi pasuje!!!