Humanity's Last Breath - blog o muzyce metalowej, recenzje płyt

Dziś znów porcja muzyki, na którą warto zwrócić uwagę. Zresztą znajome grono wzajemnej adoracji byle czego nie poleca. No to lecimy z tym słuchowiskiem 😉

Humanity’s Last Breath to ekipa ze Szwecji, która swoją pokręconą wizją końca świata zaciekawiła mnie na tyle, że postanowiłem zgłębić tajniki ich muzyki i sięgnąłem po ostatni album „Välde”. Od samego początku przygniotło mnie ciężkie i masywne brzmienie. Tutaj potężna ściana gitar ściera się z głębokim growlem, przesuniętymi dysonansami i precyzyjną rytmiką. A wszystko to zatopione w djentowym sosie, który uzupełniają kosmiczne sample.

W uproszczeniu muzykę HLB można podpiąć pod deathcore, ale z technicznym czynnikiem i elementem zaskoczenia, bo dzieje się sporo. Taka apokaliptyczna ekspresja, którą zespół serwuje na „Välde”, trafia do mnie w 100%, a muszę zaznaczyć, że nie jestem zagorzałym szalikowcem deathcorowych wygibasów 😉

JAAW - blog o muzyce metalowej, recenzje płyt

JAAW to industrialno-noisowy projekt kilku znanych muzyków. Jakich? Spieszę z informacją, bo to nie byle jakie persony: Andy Cairns (Therapy?), Jason Stoll (Mugstar, Sex Swing), Wayne Adams (Death Pedals, Big Lad) oraz Adam Betts (Goldie, Three Traped Tigers). A muzycznie czego możemy się spodziewać? Mikstura industrialnego brudu, kanciastych riffów, szczypta jazzowej improwizacji z kosmicznymi majakami w tle.

Uzupełnia to wszystko natchniony głos Andy’ego, który potrafi wczuć się w rolę i obnażyć swoją duszę w specyficzny sposób. Wszystko pulsuje na podwójnym oldchoolowym kwasie. JAAW albumem „Supercluster” przypomniał mi czasy, kiedy na topie było Ministry, Godflesh czy Pitch Shifter. Może i nic odkrywczego, ale dla mnie wspaniały powrót do młodzieńczych lat.

 

PURE BEDLAM Taking Shape - recenzja płyty na blogu o muzyce metalowej

I na koniec dzisiejszej polecajki polski akcent, czyli PURE BEDLAM. Przyznam szczerze, bez bicia i molestowania, nie miałem bladego pojęcia o istnieniu tego zespołu.

PURE BEDLAM wpadł mi całkiem przypadkowo, przy jakimś zamówieniu dostałem w pakiecie ich drugi album „Taking Shape”. Okładka, która specjalnie mnie nie zachęciła do przesłuchania płyty, ale trochę zbiła mnie z tropu (Katowice o zmierzchu, no kto to widział ;D ). Ale nie szaty zdobią człowieka, a wnętrze. I tak jest w przypadku „Taking Shape”. Panowie wspięli się na emocjonalne wyżyny i czarują z gracją i wyczuciem. Jest dużo powietrza, przestrzeni i chwil na zadumę. Sporo miejsca na wrażliwość i sentymentalizm, ale nie odczuwam tego zbyt przygnębiająco. Raczej ta melancholia jest bardziej budująca i podtrzymująca na duchu.

„Taking Shape” to nie tylko tkliwe melodie, znalazło się też miejsce na pokazanie pazura. Trochę pod Turbonegro, ale co tam, brzmi fantastycznie („Nightmares in Suburbia”). Warto sięgnąć po ten album, bo takiej muzyki w naszym kraju jest jak na lekarstwo.