CONVULSING "Grievous" - blog o muzyce metalowej

Coś ostatnio z death metalem jestem na bakier. Nie powiem – uwielbiam wracać do klasyki z lat ’90, ale już po nowsze wydawnictwa tak ochoczo nie sięgam. Zmęczenie materiału, czy po prostu stary dziadyga ze mnie i jak zwykle marudzę 😉 No nie wiem, ale ostatnio w muzyce szukam czegoś ciekawego i odkrywczego, czegoś co mnie zaskoczy. Kalki i odgrzewane kotlety niestety zaczęły mnie już mdlić. W obecnych czasach, gdzie praktycznie wszystko zostało już wymyślone i zagrane miliony razy, ciężko jest zaproponować coś, co tak naprawdę zaskoczy słuchacza.

A może najzwyczajniej w świecie stałem się wybrednym koneserem niewymyślonych dźwięków, nad którymi pracują kosmici od dobrej dekady 😉 Nie ważne.

Dziś cofnę się do 2018 r, w którym to Brendan Sloan wypuszcza na świat „Grievous”, czyli drugi album swojego solowego projektu CONVULSING. Pochodzący z Australii multiinstrumentalista nagrał na tym albumie wszystkie partie instrumentów oraz położył dość urozmaicone wokalizy. Bo obok głębokiego growlu czy blackowego skrzeku doświadczymy też szczyptę mrocznych i niepokojących odgłosów. Aż momentami mnie ciarki przeszywały. Okładka bardzo nietypowa jak dla tego gatunku i tak naprawdę nie wiadomo czego można się spodziewać. Ja bym na pewno nie postawił na brutalny death/black metal! 🙂 No i srogo bym się pomylił, bo muzyka na tym albumie nie należy do łatwych i przyjemnych. Ogólnie to panuje pewien artystyczny nieład, generalnie wszystko podane jest na wysokich obrotach (blasty gonią blasty), chaos i bałagan… ale, ale! Całość spina leniwa psychodela. I ta wielowarstwowość muzyki mnie powaliła. Bo niby brutalny i bezkompromisowy przekaz, ale skrywa on też sporo wrażliwości.

Australia ma to do siebie, że potrafi zaskakiwać i to w bardzo specyficzny sposób. Na „Grievous” nic nie jest oczywiste. Tutaj maszyna została rozpędzona do maksymalnej prędkości i nie sposób jej zatrzymać. Są momenty zwrotne („Relent”, „Strewn/Adrift”), gdzie można odetchnąć i złapać oddech, ale to tylko krótkie chwile. Całość to ogromna ściana dźwięków, przez którą nie tak łatwo się przebić. Próbowałem kilka razy i w końcu udało się. Po drugiej stronie odkryłem raj.

Taki metal śmierci uwielbiam i mogę do niego wracać bez kręcenia nosem. Jak ktoś nie słyszał, to polecam z całego serca. To nie jest zwykły death metal, to wyjątkowy przekaz z drugiego krańca świata.

P.S. Jak uwielbiacie Ulcerate czy Portal – to Convulsing jest dla was.