Voivod. Neurothing. Black Pocket Lice. 14.05.2011 Wrocław,  klub „Firlej”.

Na taki dzień czeka się latami. Legenda progresywnego thrash metalu w Polsce! Widziałem ich krótki występ na ubiegłorocznym Brutal Assault, ale po tym występie pozostał mi duży niedosyt.
Tylko zdobyta kostka od Blackiego i wspólne zdjęcie z Awayem troszkę mi to zrekompensowały.

14 maj godziny poranne – kumpel z moją żoną kończą wykonanie flagi z logiem Voivod i ruszamy na pociąg do Wrocławia. Pod klub docieramy troszkę wcześniej, więc uzupełniamy płyny chłodzące i do klubu.
Na scenie pręży się nieznany mi Black Pocket Lice, od razu słychać szwedzkie brzmienie i naleciałości kultowej już kapeli At the Gates. Widać, że chłopaki połamali paluchy na gryfach i radzą sobie dość sprawnie. Muza nie była najgorsza, ale powiem jedno – że takich kapel ostatnio jest na pęczki. Sprawny technicznie death metal z naleciałościami tzw. szkoły goetheborskiej.

Neurothing

Neurothing

Chwila przerwy i na scenie Neurothing. Podobał mi się ich debiut „Murder Book”, więc mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać. Technicznie połamany i zakręcony groove metal.
Vokalistka, która w zespole jest od niedawna na scenie, dała z siebie 666 %. Jej maniera wokalna troszkę przypomina mi Angelę z Arch Enemy no i ta żywiołowość!!! Reszta kapeli przy niej to żółwie.
Neurothing zaprezentował materiał z debiutu i dosyć sprawnie im to poszło. Publika też dała się czasami ponieść. Ale wszyscy oszczędzali siły na danie główne.

Voivod koncert w klubie Firlej we Wrocławiu

Voivod

Voivod, Voivod, Voivod !!! Pod sceną zrobiło się już ciasno i … oto są, uśmiechnięci i kipiący energią. I taki też był koncert. Mocny, energetyczny show, jakby mieli chłopaki nadal po 18 lat. Blacky szalał po całej scenie jak opętany.
Zaczęli ku mojemu zdziwieniu kawałkiem z „Nothing face” (zawsze był „Voivod”!!!), by sprawnie przejść w „The Prow”, no i publika oszalała. Nie pamiętam, co było po kolei, bo stałem pod sceną z rozdziawioną japą i jednocześnie cieszyłem się, że znowu mogę zobaczyć moich idoli, których od 25 lat uwielbiam. To był istny koncert życzeń, poleciało kilka „hitów” z „Killing…, „Roar… i „War and Pain”.

Voivod

Voivod

Nie zabrakło też nowszego repertuaru. Zagrali jeden nowy utwór z nadchodzącej 13-stej płyty. Dobry mięsisty riff i taka powinna być cała pyta. Snake jak zwykle strzelał niezłe papy. Na bis poszło nieśmiertelne „Voivod”.

Voivod

Voivod

I to już koniec. Tradycyjnie ostatni kawałek był dedykowany zmarłemu gitarzyście Piggiemu, czyli „Astronomy Domine”. Zagrali nieco dłużej niż na „Brutalu”, ale jak to mówią apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc jakiś deser bym jeszcze schrupał. Po koncercie cała kapela wyszła do fanów podziękować za wspaniałe przyjęcie. I się zaczęło!!! Robienie fotek, rozdawanie autografów itp. itd.
Bardzo mili i sympatyczni ludzie. Teraz pozostało mi uzbroić się w cierpliwość i czekać na nową płytę i kolejną trasę po Europie, hmmm…. może znowu zawitają do Polski?
Voivod, Voivod, Voivod ….