WITCHMASTER "Kaźń" - recenzja płyty na blogu o muzyce metalowej

Ubiegły rok był bardzo udanym rokiem, jeśli chodzi o polską muzykę rozrywkową. Sporo dobra się ukazało i nie wszystko udało mi się na czas przesłuchać. Dziś jeszcze na chwilę wracam do 2022r, by przedstawić dwie płyty, które warte są uwagi. Tym razem padło na rodzime podwórko. Pierwsza z nich to „Każń” WITCHMASTER – zespołu, którego specjalnie nie muszę rekomendować.

Po ośmiu latach wegetacji powstali z grobu i w niebie znów zapłonął ogień piekielny 😉 Na takie powroty warto czekać. Panowie nie certolą się w tańcu i od samego początku plują jadem nienawiści w oczy boga. Black/thrash z brudnym soundem i blastową kawalkadą wyważa drzwi jednym strzałem z obrzyna. Nie ma zmiłuj, chłosta w imię rogatego musi mieć odpowiednią oprawę. Bluźnierstwo soczyście podlane okrucieństwem wymierzonym w tych, co jeszcze co niedziela dreptają do swoich świątyń. To już niebawem się skończy. Witchmaster zawsze miał na swoim celowniku spadkobierców Nazareńczyka i tutaj nie robią wyjątków („Zdychaj Kurwo Nazareńska”). Nie wiem, czy jest sens dłużej się rozwodzić nad tym 38 minutowym aktem zniszczenia i totalnej annihilacji. Po prostu zapuszczę po raz kolejny „Kaźń” i oddam się cielesnych uciechom 😉 Wam też radzę to zrobić.

 

Drugą płytą, która kręciła się u mnie dość często jest „Like Ants and Snakes” Mord’A’Stigmata. Pamiętam jak kilkanaście lat temu byłem na ich koncercie i wówczas kompletnie nie zrobili na mnie wrażenia. Ot, kolejny black metalowy zespół z głębokiego podziemia, który pewnie za jakiś czas pójdzie do piachu. Tutaj srogo się pomyliłem, bo nie poszli, a mało tego: nagrali sześć płyt i wystąpili na kultowym festiwalu Roadburn.

Już na poprzedniej płycie „Dreams of Quiet Places” (2019 r) zespół wyszedł daleko poza stylistyczne ramy gatunku jakim jest metal. Na „Like Ants and Snakes” obrali całkiem inny kurs. I na dobrą sprawę z metalem to niewiele ma wspólnego. Mord’A’Stigmata tym razem postanowiła uraczyć odbiorców czymś osobliwym, frapującym, niebanalnym. I w pewnym sensie to się udało. Słuchacz wędruje po mrocznej otchłani co rusz odkrywając ekscentryczne miejsca. Powiem szczerze, że takich dźwięków kompletnie się nie spodziewałem. Łagodny czysty głos, ciekawe basowe pasaże, stonowane gitary, oszczędna rytmika i saksofon.

MORD’A’STIGMATA „Like Ants and Snakes” - recenzja albumu na blogu o muzyce metalowej

Muzyka zawarta na tym albumie wprowadziła mnie w pewien stan hipnozy. Wędrując po pustkowiach zamroczony dźwiękami, w oddali usłyszałem głos kobiety, który po chwili zamilkł. Takich momentów wyłania się więcej. Rewelacyjne partie saksofonu, które dodają wytwornego smaku. Całość płyty utrzymana w biało czarnych barwach, ale nie do końca jest to prawdą. Mord 'A’ Stigmata odważnie penetruje terytoria dotąd zarezerwowane dla muzyki filmowej i w tym kierunku widzę dalszy jej progres.

Ze swojej strony proponuję samemu zgłębić lekturę i przekonać się o jej wyjątkowości. Ja wkręciłem się na kilka dłuższych chwil. Polecam.