STATIC ABYSS "Labyrinth of Veins" - recenzja płyty na blogu o muzyce metalowej

 

Po krótkiej przerwie (spowodowanej letnim lenistwem oraz wyjazdem na mój ukochany festiwal do naszych południowych sąsiadów) powracam z recenzjami. A nie powiem, uzbierało się tego dość sporo, więc czas nadrobić zaległości.

Dziś płyta, która już jakiś czas gnije i powoli zaczyna się rozkładać na mojej muzycznej półce. Tą płytą jest „Labyrinth of Veins” duetu Static Abyss. Jak zapewne wszyscy wiedzą, w całym zamieszaniu swoje paluchy maczają starzy wyjadacze sceny śmierci: Greg Wilkinson i Chris Reifert. Nie będę wymieniał gdzie ci dwaj dżentelmeni udzielali się w swoim bogatym życiu, ale jak kogoś to interesuje, to wujek google chętnie pomoże 😉

Przejdę teraz do walorów dźwiękowych tej płyty, bo to chyba najważniejsze. Na albumie znalazło się dziesięć ochłapów cuchnącej padliny, które od samego początku robią mi nastrój. Skojarzenia z Autopsy jak najbardziej na miejscu. Z muzyki bije podobna prostota, jak z pierwszych wydawnictw Hellhammer’a, ale to akurat na plus. Panowie nie grzeszą oryginalnością, po prostu kroją ten swój gnijący death metal według sprawdzonych wzorców. Tutaj nie ma miejsca na popisy czy inne pierdoletto, za to jest cios między oczy i to mi pasi jak cholera. Choć pojawiają się momenty, gdzie potrafią wyhamować i przygnieść niczym stutonowy walec, więc monotonii jako takiej nie uświadczymy. Mógłbym to uczucie porównać z wejściem do mrocznej i głębokiej jaskini. Nic nie widać, nić nie czuć, a ciemność nas przeraża, przytłacza i budzi najgorsze fobie.

Uwielbiam takie tematy więc i płytę mogę polecić z całego serducha. Dla starych grzybów takich jak ja to miód na uszy, a dla młodzieży kolejna lekcja do odrobienia.