Solstafir blog o muzyce metalowej

Islandia – wyspa gejzerów, wulkanów i zapierających dech w piersi widoków. Ojczyzna Bjork i Sigur Ros, ale to nie wszystko. Jest jeszcze coś, co ostatnio zawładnęło moją duszą bezgranicznie: to „Otta” ostatni album Solstafir. Kapela zaczęła swoją muzyczną przygodę w 1995 roku od grania obskurnego i ponurego black metalu. Obecnie Solstafir jawi nam się jako zespół dojrzałych i oryginalnych muzyków. Poszerzyli swoje horyzonty muzyczne i zaczęli komponować bardziej ambitnie. Porzucili utarte black metalowe  schematy i postanowili poszukać innych dźwięków o post metalowej koncepcji.

Troszkę to taki Sigur Ros z rockowo-metalowym pazurem. Znajdziemy tutaj więcej przestrzeni i niebanalnej improwizacji. Panowie sprytnie przemycili do swojej muzyki drobinki islandzkiego folkloru, jest troszkę stonowanej psychodelii i spokojnego transu, w który to pięknie nas wprowadzają. Bardzo fajna i ciepła barwa głosu Aðalbjörna Tryggvasona i teksty w ojczystym języku dodają tu takiej małej egzotyki.

Solstafir Otta blog o metalu

Na płytę składa się 8 utworów, które po prostu płyną i są – że tak powiem – bardzo „piosenkowe”. Szkoda, że tak krótko trwa, bo niecała godzinka to jak dla mnie za mało. Już poprzedni album „Svartir Sandar” zapowiadał coś wielkiego, a „Otta” jest tego dobitnym potwierdzeniem. Dla mnie najlepszy album jaki do tej pory nagrali.

Poza tym cieszy mnie fakt, że w listopadzie przyjeżdżają do Polski na dwa koncerty (16 – Poznań, 17 – Warszawa). Na pewno wybiorę się na jeden z nich, a tym czasem odsyłam do przesłuchania „Otta”, bo płyta wybitna.

 

 

Foto: metal-archives.com