Rok 2019 nazwę „Rokiem powrotu starych pierdzieli”. Najpierw Possessed po trzydziestu latach uraczył nas nowym wydawnictwem, które mimo nowoczesnego brzmienia korzeniami sięga do lat ’80. Tak jakby czas dla ich muzyki się zatrzymał. Chwilkę później Mike Browning ze swoim Nocturnus AD zabiera nas w podróż do przeszłości i tworzy klona „The Key”, co akurat mnie bardzo ucieszyło. Xentrix też powrócił z nowym materiałem, choć u nich nie jest tak kolorowo – ot przeciętna płyta nic poza tym.

EXHORDER "Mourn the Southern Skies" recenzja płyty, blog metala

Ale szczerze powiedziawszy jednego powrotu się nie spodziewałem (no bo chyba nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji 😉 ). Exhorder powrócił i to z podwójną mocą, bo to co zaprezentowali na „Mourn the Southern Skies” przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przedstawię teraz relację z walki bokserskiej, w której brałem udział i udało mi się  z niej wyjść „prawie” cało 🙂

W prawym rogu skromny i wystraszony – to Ja, w lewym wielki i umięśniony pan EXHORDER. Delikatne przywitanie, poklepanie się po tyłkach, buzi i … naprzód! „My Time” i poszły cepy na mój blady ryj. Kanonada rozpętała się na dobre, Exhorder od samego początku mnie nie oszczędza, jest pewny siebie i celnie serwuje kolejne razy. Nie wiem, czy przeżyję pierwszą rundę (a jest ich jeszcze dziewięć). W połowie dał mi trochę odsapnąć i się pozbierać, ale to była tylko chwila. Gong i koniec rundy, a ja ledwo zwlokłem się do rogu. Chwilka na łyka oranżady z prądem i dalej na ring. „Asunder” zaczyna się od delikatnego punktowania, więc myślę: nie będzie tak źle. Oj jak bardzo się pomyliłem, bo te punktowanie jest bardzo bolesne, a im dalej to ciosy stają się cięższe i toporniejsze. Exhorder zabija powoli!!!

Trzeci gong i „Hallowed Sound” od samego początku atakuje gradem, lewym podbródkowym na przemian z prawym sierpowym. Żeby za szybko nie skończyć – robi to bardzo powoli z precyzją skalpela, ale tępego. Boli podwójnie, ale co tam, dam radę, może stare spróchniałe zęby mi wybije 🙂

Początek czwartej rundy, czyli „Beware the Wolf” i znów walka zaczęła się od gradobicia, cepowania i zwykłego prostego napierdalania w mój obolały baniak. Od czasu do czasu szybkie strzały po nerach. Boli? No i to bardzo. To chyba koniec!!! Znoszą mnie do rogu, bo nogi odmawiają posłuszeństwa. Panie Exhorder, litości, daj pan spokój i odpuść. Ale nie ma takiej opcji, bo „Yesterday’s Bone” wkracza w swoją brutalną fazę. Powolutku, bez pośpiechu sprzedaje cepy jeden za drugim. Moja garda nie trzyma się już kupy, a on dalej jak walec jeździ po mej łysej czaszce, śmieje mi się w twarz i krzyczy coś w rodzaju „F…n dodger”… Wali bez pośpiechu by bardziej bolało. Kolejne trzy rundy przeleciały mi tak szybko, że za bardzo ich nie pamiętam (ponoć fruwałem po ringu jak marionetka 🙂 ).

EXHORDER "Mourn the Southern Skies" recenzja albumu, blog metala

Nastała runda nr dziewięć, czyli „Ripping Flesh”. Ślepia mam już tak opuchnięte, że ledwo widzę, więc walę na oślep. Dostał sędzia, który bez namysłu mi oddał, a Exhorder poprawił. To była szybka runda. Zwlekli mnie do rogu jak trupa! Gong i wybiła dziesiąta, ostania. „Mourn the Southern Skies” powolutku jak buldożer rozpoczął swoją inwazję na moje kości. To była najdłuższa i najboleśniejsza runda, trwała całą wieczność. Na koniec kulturalnie dodam, że przetrwałem wszystkie dziesięć, ale jak to zrobiłem nie mam bladego (sinego) pojęcia 😉


 

Exhorder swoim nowym albumem udowodnił, że jeszcze potrafi wykrzesać z siebie iskrę agresji, z której może powstać duży pożar i ciężko go będzie opanować. Podsumowując – Exhorder jest jak wino. im starszy tym bardziej potrafi przypierdolić. Czy jakoś tak 🙂 Polecam!!!