CONCATENATION "Existence Full of Promises" - recenzja płyty na blogu o muzyce metalowej

Dawno w moim odtwarzaczu nie gościły takie dźwięki 🙂 CONCATENATION to stosunkowo młody stażem zespół, którego początki sięgają 2012 roku. Pochodzą z Płocka i na swoim koncie mają trzy epki i dwa duże albumy. Nawet pamiętam jak dawno temu na koncercie (grali w Zielonej Górze przed HAZAEL) dostałem ich debiutancki materiał „Grinding my Soul”, który zawierał trzy kawałki melodyjnego death metalu. Jakoś specjalnie na kolana mnie nie rzucił, więc o kapeli zapomniałem.

Dziś przyszło mi się zmierzyć z ich drugim albumem „Existence Full of Promises”, który ukazał się w pierwszym kwartale tego roku. No i tutaj miłe zaskoczenie, bo panowie zmężnieli, nabrali ogłady i wypracowali ciekawą mieszankę thrashu z metalem śmierci. Na pewno warto pochwalić produkcję, która może śmiało konkurować z amerykańskimi czy szwedzkimi. Brzmi to spójnie i soczyście. Każdy instrument jest czytelny i można wyłuskać najdrobniejsze niuanse, których tutaj nie brakuje. Nie powiem – dzieje się, zarówno w warstwie muzycznej jak i wokalnej. Sporo zmian tempa, odpowiednia dynamika, dramaturgia utworów oraz nadanie frapującej narracji wokalnej tworzy miły dla ucha dźwiękowy krajobraz. Wokalista, niejaki Shnapps, posiada specyficzną barwę głosu, z jednej strony drapieżną i złowrogą, zaś z drugiej łagodną i czystą (no chyba, że ten drugi głos to zasługa Pana Śmigło).

CONCATENATION "Existence Full of Promises" - recenzja albumu na blogu o muzyce metalowej

Co jeszcze? Płyta zawiera siedem utworów, trwa nieco ponad pół godzinki i tak na dobrą sprawę słuchając jej nie odczułem znużenia czy typowego męczenia konia. Czasówka idealna, wiec nie marudzę. Zaskoczył mnie trochę obraz na okładce, który bardziej nadawałby się do jakiegoś kwaso- czy zielsko-podobnego ansamblu. Nawet ciężko mi określić co ten obrazek przedstawia, po prostu wizja artysty na niezłym haju ;D

Jak dla mnie „Existence of Full Promises” to dobrze skrojony materiał, może bez fajerwerków i temu podobnych wybryków, ale czuć, że załoganci odrobili lekcje na 6. Może i zabrakło tzw. pierwiastka zaczepienia, ale nie zawsze musi to być regułą. A utwór zamykający płytę „Forlorn” z urzekającą partią saksofonu to czyste złoto. W tym momencie zadaję sobie pytanie, czy w natłoku wydawnictw, które zalewają nasz rynek muzyczny jest jakiś cień szansy by wypłynąć z tym skrawkiem muzyki na powierzchnię? Bo ten materiał jest tego wart. Myślę, że może być ciężko, ale potencjał w CONCATENATION widzę spory. Ze swojej strony życzę powodzenia i znalezienia odpowiedniego wydawcy.