Black Curse "Endless Wound" recenzja płyty, blog o muzyce metalowejPrzysypało mnie ostatnio gruzem i ledwo mogę się podnieść 🙂 Ale dziś świeża dostawa zza wielkiej wody, a konkretnie z Denver.

Black Curse to młode kommando, w którym udzielają się panowie ze Spectral Voice, Blood Incantation oraz Primitive Man. Ich debiutancki album „Endless Wound” to siedem utworów, które na pierwszy odsłuch niczym szczególnym się nie wyróżniają. Ot, taki staro – szkolny metal śmierci, jakich ostatnio pełno. Brzmienie cuchnie piwnicą i starym rozkładającym się trupem. Jest w miarę czytelne, bo w przypadku niektórych nowych produkcji po prostu nie da się słuchać. Generalnie jest potężna ściana dźwięku, okraszona prymitywnymi bębnami i przesterowanym basem.

Wokale bardzo zróżnicowane, bo mamy i głęboki growl i blackowy skrzek, czasami przechodzący w histeryczny lament. Wszystko oczywiście na potężnym reverbie (lata ’90 wiadomo). Podobają mi się wolniejsze partie na tym albumie, bo naprawdę gniotą po całości. Nie wiem czy jest sens dłużej się rozwodzić nad tym materiałem.

Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla zatwardziałych maniaków podziemnej sceny metalu śmierci. Dla mnie to wszystko już zostało miliony razy przemielone i wyrzygane, więc specjalnie się tym nie podniecam. Ot, poprawny death metal i nic ponad to.