Dokładnie pamiętam jak zaczynała się moja przygoda z Morbid Angel, był to rok 1987, kiedy po raz pierwszy usłyszałem „Thy Kingdom Come” – taśmę demo, na której zadebiutował David Vincent w roli wokalisty i basisty. To pozostanie w mojej pamięci do końca życia. David Vincent to osoba, którą każdy szanujący się fan metalu dobrze zna. Niektórzy go kochają, inni nienawidzą, ale nie można obok niego przejść obojętnie. Trzeba przyznać, że jest jednym z najbardziej oryginalnych wokalistów śmierć metalu, a w niektórych kręgach uznawany jest wręcz za postać kultową. Autobiografia „Uwolnić Furię”, która niebawem ukaże się w sprzedaży (około połowy maja 2021r), przedstawia dość obszerną opowieść, którą autor serwuje nam w dość prosty i nieskomplikowany sposób.
Począwszy od młodzieńczego buntu, a skończywszy na czasach teraźniejszych – otrzymujemy pełen obraz osoby, która dla ekstremalnego metalu wykonała kawał rzetelnej roboty, przekuwając swoją pasję w zawód. Vincent jest szczery do bólu i choć czasami lubi się przechwalać (no ale kto nie lubi 🙂 ), to robi to w sposób bardzo inteligentny. Warto też zaznaczyć, że nie jest to typowa, nudna autobiografia pisana na zlecenie przez jakiegoś dziennikarzynę. Dla mnie „Uwolnić Furię” to raczej taki mały, praktyczny poradnik, w którym Vincent porusza dość ciekawe tematy i stara się doradzać jak reagować w nietypowych sytuacjach związanych głównie z biznesem muzycznym i jego ciemnymi stronami.
Czasami nie przebiera w słowach i lejce mu puszczają. Ale z drugiej strony – potrafi też zupełnie od niechcenia sypnąć niezłą ciekawostką lub zajmującą historyjką. Dla mnie (jako fana oczywiście) David Vincent odkrywa swoje kolejne oblicza i okazuje się nie tylko wszechstronnym i charyzmatycznym wokalistą, ale również człowiekiem trzeźwo myślącym, który twardo stąpa po ziemi. Jest perfekcyjny w tym co robi i tego samego wymaga od innych.
Vincent wspiął się na wyżyny swoich umiejętności i tym samym osiągnął pułap, który dla wielu będzie nieosiągalnym. Jest spełnionym facetem i chyba o to w życiu chodzi, by być po prostu zadowolonym i czerpać korzyści płynące z życia. Może i dla niektórych jest pieprzoną „gwiazdą rocka”, a dla mnie na zawsze pozostanie wokalistą Morbid Angel. Okres buntu i gwiazdorzenia ma już dawno za sobą, a jego pozycja na mapie ekstremalnego metalu jeszcze długo nie będzie zagrożona.
W swojej autobiografii stara się udzielić sporo dobrych rad – czym się w życiu kierować przy podejmowaniu kluczowych decyzji. Nie wywyższa się, no ale trzeba przyznać, za młodzieńczych lat, kiedy Morbid Angel rósł w siłę, sodówa zaczęła mu uderzać do główki. I to była jedna z przyczyn odejścia od Morbid Angel w 1996 r.
Nie chcę tu przytaczać konkretnych fragmentów książki, sami sprawdzicie, nie będę psuł zabawy. Gorąco zachęcam do lektury. Poza tym fajnie się czyta, bez zbędnego dziennikarskiego bełkotu i niezrozumiałych frazesów. I tutaj wielkie brawa należą się Jakubowi Kozłowskiemu, który przełożył ją na język polski.
Egzemplarz, który posiadam i który tu widać na fotkach, nie jest jeszcze wersją ostateczną (finalnie będzie konkretna, twarda okładka i kilka dodatków), ale już z całego serducha mogę to wydawnictwo polecić każdemu szanującemu się fanowi ekstremalnego łomotu.
David Vincent i Joel McIver
„Uwolnić Furię” I Am Morbid
Dziesięć nauk płynących z ekstremalnego metalu,
outlaw country i mocy samostanowienia
Tłumaczenie: Jakub Kozłowski
P.S. Widziałem kilka razy Morbid Angel na żywo i zawsze było to niesamowite przeżycie. Nawet jak D. Vincent powołał do życia I Am Morbid, z którym odgrywał utwory z czterech pierwszych płyt Morbidów – nie stwierdziłem większej różnicy. Po prostu Vincent wychodził i robił swoje, a robił to perfekcyjnie.
MorbidFest Cottbus 2019 r. Fot. Artur Krajniak