Kibicuję panom z Blood Incantation od pierwszego oficjalnego wydawnictwa, czyli epki „Interdimensional Extinction” z 2015 r. Może nie było to nic odkrywczego, ale już wtedy wiedziałem, że to nie będzie kolejny death metalowy hord, który dorabia się na garbie starych dinozaurów. No i nie myliłem się. Następne płyty „Starspawn” i „Hidden History of the Human Race” potwierdziły to, że panowie mimo krótkiego stażu na scenie wybiegają daleko w przyszłość. Takiego świeżego myślenia i innowacji w dość skostniałym metalu śmierci dawno nie słyszałem.
Mijają trzy lata i dostajemy nowy materiał w postaci epki „Timewave Zero”. Dwa utwory IO i EA, które łącznie trwają 40 minut (wersja z Blu-Ray posiada dodatkowo utwór „Chronophagia”), burzą „śmiertelny” wizerunek zespołu. Powiem tak – bardzo zaskoczył mnie ten materiał, po pierwsze: nie uświadczymy na nim ani grama gruzu, po drugie: to jest kompletnie inna bajka. Muzyka zawarta na „Timewave Zero” to soundtrack do jakiegoś kosmicznego obrazu. Od razu do głowy przychodzi mi rewelacyjny „Interstellar” i myślę, że idealnie by to ze sobą współgrało (może druga część Panie Nolan?). Elektroniczne pejzaże, które ciągną się gdzieś po bezkresach wszechświata snując nieme opowieści. Można się w nich zatracić. Z drugiej strony „Timewave…” to też muzyka relaksacyjna, która powstała w innej rzeczywistości, innym wymiarze. Można puścić wodze wyobraźni, odetchnąć i wybrać się w między galaktyczną podróż. Tam już nic nie będzie nam przeszkadzać. Ja za każdym razem kiedy słucham tych dźwięków tak mam, odpływam, lewituję i znikam na dłużej. Siła grawitacji nie działa bo jestem zbyt daleko. A po kolosie „Chronophagia” nie chce się już nawet wracać. Sygnały od obcych wyraźnie wskazują, że jednak istnieje życie pozaziemskie.
Reasumując – Blood Incantation tym materiałem otworzył bramę do innej galaktyki, ale nie wiem czy w przyszłości do niej powróci. Ja ze swojej strony polecam choć raz wybrać się w podróż po takiej galaktyce.