Ostatnio w moim odtwarzaczu kręcą się dwie płyty o bardzo zróżnicowanej zawartości. Pierwsza jest strasznie smutna i dołująca, natomiast druga jest wesoła i jarmarczna (recenzja pojawi się w późniejszym czasie). Mam ostatnio spore wahania nastrojów, które po części spowodowane są dość istotnymi wydarzeniami w moim życiu. A może najzwyczajniej w świecie przechodzę „męskie klimakterium”? Ale nieważne. Dziś w kilku zdaniach postaram się opisać płytę projektu The Answer Lies in the Black Void, który jakiś czas temu wydał debiutancki album „Forlorn”. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie obecność mojej ulubionej wokalistki Martiny Horváth, którą odkryłem zasłuchując się w płytach węgierskiego Thy Catafalque. Wspomaga ją niejaki Jason Köhnen, który jest tutaj mózgiem całego przedsięwzięcia.
„Forlorn” to 40 minut smutku, melancholii i rozpaczy. Tak kiedyś kreował się doom metal. Czuć, że nad całością unosi się duch wczesnego My Dying Bride czy Paradise Lost. Ale myślę, że tutaj jest bardziej tajemniczo i upiornie. Choć czasami pojawia się promyk nadziei, ale za chwilę przysłaniają go ciemne i gęste chmury. Trzeba przyznać, że duet potrafi grać na emocjach. Można się zanurzyć w tych dźwiękach i odpłynąć gdzieś w siną dal. Ja odpływam za każdym razem i ciężko mi jest powrócić do poprzedniego stanu. Smutek jest tutaj głównym narzędziem i należy się z nim obchodzić delikatnie. Nic więcej z siebie nie wyduszę. Zapraszam do krainy, gdzie odpowiedź leży w czarnej pustce.