Dziś degustacja połączona z muzyką 😉 Ale nie, żebym pod wpływem coś pisał, broń cię panie boże 😉
Najpierw odsłuch, a następnie degustacja. Whisky taka sobie, więc nie warto poświęcać jej więcej czasu. Mogę tylko ostrzec, co by nie skusiła was cena, bo jakość jest tutaj na dalszym planie. Opinie w sieci są przeróżne ale ja odradzam zakup STORAGE Blended Scotch whisky.
Wracając do tematu głównego, czyli muzyki – to znów padło na grindcore i to prosto z pięknej Finlandii. Rotten Sound istnieje na scenie od 30 lat i co jakiś czas raczy swoich słuchaczy nowymi wydawnictwami. „Apocalypse” to ich ósmy album, który stylistycznej wolty nie przynosi. Panowie dalej eksplorują przebogate pokłady muzyki ekstremalnej, w których poruszają tematy polityczno-społeczne.
Na płycie znalazło się 18 utworów, które łącznie trwają dwadzieścia minut (no tym razem pobili rekord toru 🙂 ). Co bym nie napisał o tych krótkich „piosenkach”, nie odda to w pełni tego, co dzieje się na „Apocalypse”. Poziom wkurwu sięgnął zenitu, który opakowany jest w około 1-minutowe gradobicia. Keijo Niinimaa pomimo 50-tki na karku zdziera gardło jakby miał z 18 wiosen. Jestem pełen podziwu i chylę czoła, bo takie dźwięki wydobywa tylko człowiek o nadprzyrodzonych zdolnościach wokalnych. Dane też mi było zobaczyć tego jegomościa w akcji live, to istny zwierz sceniczny.
Dla mnie „Apocalypse” to skondensowany koncentrat jadu i nienawiści, który specjalnie nie potrzebuje reklamy. I tak sobie myślę, że tego jadu to i by na dwadzieścia płyt Rotten Sound wystarczyło, więc panowie proponują rozsądne dawkowanie 🙂 Grind core rządzi się swoimi prawami i w tym przypadku nie ma taryfy ulgowej. Mi te dwadzieścia minut w zupełności wystarczy.
Oczywiście zapraszam chętnych do zapoznania się z zawartością tej rozwałki, przy okazji życzę miłych wrażeń i wielu uniesień 😉