Dziś danie dnia PHLEBOTOMIZED. Powstali w 1992 roku w Holandii. Nagrali tylko dwie płyty, ale za to jakie!!!
No ale od początku. „Devoted To God” to demo z 1992 roku, które rzuciło mnie na kolana i długo nie mogłem z nich powstać. Potężny głos wokalisty i częste zmiany tempa plątają się z chaotycznymi klawiszami. To w skrócie młody wiekiem Phlebotomized.
Jak na debiutantów to wysoko poprzeczkę zawiesili. We wrześniu tegoż roku wypuszczają epkę „In search to Tranquillity”. Trzy utwory utrzymane w klimatach avangardowego death doom metalu. Robi się coraz goręcej i tym samym zaostrza się apetyt na pełnoczasowy album. W 1993 roku wypuszczają kolejną epkę „Preach eternal gospels” no i wreszcie debiut „Immense Intenase suspense”, który to wyrzuca na świat Cyber Music w 1994 roku.
I zaczęło się szaleństwo!!! 49 minut skomasowanej, miażdżącej, intensywnej muzyki na najwyższych obrotach. Niesamowite motywy klawiszy i skrzypiec robią ciekawe tło dla potężnych gitarowych riffów. Dopełnieniem wszystkiego jest charyzmatyczny głos wokalisty – ma niesamowitą barwę głosu, aż dreszcze przechodzą po plecach 😉
No i w strefie aranżacyjnej jest „na bogato”. Częste zmiany nastrojów, muzyczne podróże po „kosmicznych galaktykach” i ultraszybkie galopady bębniarza. Dzieje się tutaj bardzo dużo, ale po kilku przesłuchaniach jest człowiek już w stanie wszystko ogarnąć.
W 1997 r wychodzi „Skycontact”. I tutaj mamy małe zaskoczenie – młody Phlebotomized wydoroślał muzycznie i serwuje nam lekkostrawne danie. Wokalista już nie ryczy jak na poprzednim albumie, kompozycje złagodniały i stały się bardziej przystępne dla ucha. Przyznam się, że mi bardziej odpowiadało wcześniejsze, te bardziej zadziorne oblicze kapeli. Nie wiem, może tą płytą chcieli dotrzeć do szerszego grona słuchaczy. Nie powiem, fajnie się tego słucha, ale brakuje tego „czegoś”. Brakuje po prostu konkretnego przyłożenia!!!
Dla mnie Phlebotomized to „Immense Intense Suspense”, płyta wybitna i tego będę się trzymał. Po „Skycontact”, jak to bywa z dobrze zapowiadającymi się bandami, poszli w rozsypkę. Ale w 2013 pojawiło się światełko w tunelu i panowie znowu postanowili razem pograć. Czy coś z tego się „urodzi” czas pokaże.
foto: metal-archives.com
Ciekawe, ale trochę surowe. Jak pierwsza płyta Paradisów. Widzę że to już drugi wpis w podobnym klimacie:)
Surowo jest ale tak się kiedyś nagrywało płyty.Miało być obskurnie i brutalnie.A teraz wszystko wymuskane,wypieszczone,wycackane.Metal ma śmierdzieć na odległość!!!