MERKABAH "Milion Miles" - recenzja albumu na blogu o muzyce alternatywnej

Dawno nie zaglądałem do Czarnej Dziury, bo raz – że czasu mało, a dwa – że jak tam wejdę, to ciężko mi z niej wyleźć 🙂 Poza tym nigdy nie wiem co mnie w niej czeka i ten pierwiastek niepewności wprowadza do mojej świadomości pewien niepokój. Ale ostatnio nabrałem odwagi i tym razem natrafiłem na coś wyjątkowego. Choć na tę chwilę ciężko mi stwierdzić, czy z tej czarnej jak dupa szatana dziury coś się jeszcze da wygrzebać 😉

No to lecimy z bajeczką.

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, żył sobie stwór, którego wszyscy się bali. A na imię mu było MERKABAH. Stwierdziłem, że nie taki potwór straszny, jak go malują, więc wybrałem się do niego w odwiedziny i postanowiłem stawić mu czoła (a raczej ucha). Nie wiem co ten potwór jada, ale na pewno nie jest to nic normalnego i lekkostrawnego. Myślę, że na śniadanie wchłania bez popitki całą jazzową orkiestrę, łącznie z perkusistą i jego zestawem. I wpakowałem się w tarapaty, bo co będzie ze mną? No i zaczynają się niestrawności. Potworzak przesadził z ilością i wszystko zaczęło fermentować gdzieś w głębokich czeluściach jego jamy brzusznej. A orkiestra jak grała, tak gra dalej, tylko jakoś tak bez ładu i składu.

MERKABAH "Milion Miles" - recenzja albumu na blogu o muzyce alternatywnej

Po chwili wszystko wraca do normy i się uspokaja. Ale to tylko na chwilę, bo kiszki znów zaczynają grać w różnych tonacjach. Dęciaki nie dają za wygraną walcząc na przemian z łamigłówkami, które serwuje ledwo żywy perkusista. On nie poddaje się sokom trawiennym, walczy do końca. Co tutaj się dzieje? Myślę i zastanawiam się nad tym poważnie. Hieronim Bosch i jego „Sąd Ostateczny” to odbicie lustrzane natury zwierza niepokornego. To soundtrack do koszmaru, czarnej zbrodni w białych rękawiczkach. To błogie opętanie, które prowokuje. Ja chyba podziękuję na chwilkę, wychodzę zaczerpnąć powietrza, może mi przejdzie 🙂

Potworzak łypie do mnie spod byka, boję się, że i ja za chwilę wyląduję w jego układzie pokarmowym. Resztkami sił zbieram się i ląduję… w telewizji, gdzie nagrywany jest kolejny odcinek 997. Co za koszmar! Fajbusiewicz, kamery, potwory, orkiestra. Ludzie dajcie mi już (nie)święty spokój, chcę stad wyjść! Ale gdzie są drzwi? Ratunku…