W tym miejscu miała być recenzja debiutanckiej płyty TRONOS „Celestial Mechanics”, ale po jej przesłuchaniu stwierdziłem, że przeciętności mówię stanowczo „NIE” i nie warto strzępić pióra. Nie ma nic gorszego niż nijakość i przeciętność, a taki jest właśnie ten debiut. Aż się szczerze zdziwiłem, że Shane Embury maczał w tym paluchy…
Natomiast „Sulphur English” INTER ARMA to sztos nad sztosy i nad tym dziś będę się rozczulał. Przyznam się bez biczowania, że nie znałem wcześniej kapeli, a panowie pogrywają już ponad dekadę i dorobili się aż czterech albumów.
Początek płyty to konkretny wpierdol, taki a’la późniejszy Morbid Angel. Panowie postanowili zgnieść, sponiewierać i zniszczyć wszystko, co stanie im na drodze, dosłownie nokaut w pierwszej rundzie. Druga część płyty nieco spokojniejsza, jakby muzycy chcieli przeprosić słuchacza za tak okropne potraktowanie i serwują szamańską wizję post apokalipsy. Błoga melancholia w którą i ja się wciągnąłem mogłaby tak trwać w nieskończoność. Kapitalne wyczucie klimatu, bo do bezdusznej piwnicy wpuszczono świeże powietrze i zrobiło się przyjemnie.
Inter Arma wypływa na szersze wody i dryfuje na post rockowych falach. Bardzo dobre czyste wokale Mike’a Paparo idealnie wpasowały się w te opasłe ramy szeroko pojętej muzyki metalowej. Ale to tylko chwilowe dryfowanie, bo za moment Inter Arma znów wytoczy ciężkie działa i tym razem nie oszczędzając nikogo dokona dzieła zniszczenia.
Dobrze mi się słucha tej płyty pomimo dość długiego czasu trwania (prawie 70 minut). Nie męczy na dłuższą metę, a jej wielowarstwowość świadczy o klasie zespołu. Nie jest to typowy death metal, ale trzeba im przyznać, że czerpią z niego wiadrami 🙂 Generalnie muzyka zawarta na „Sulphur English” jest ciężka do zaszufladkowania. Sporo naleciałości z post czy doom metalu, plus pierwiastek oryginalności – i to wyróżnia Inter Armę spośród tysiąca przeciętniaków.
W natłoku „gruzu”, który ostatnio zalewa rynek muzyczny ta płyta doskonale się broni. Inter Arma znalazła złoty środek na upichcenie cholernie dobrej muzyki. Już z utęsknieniem czekam na nową płytę.
P.S. Na jesień, a dokładnie 21.10 zawitają do Polski na jeden koncert (Warszawka oczywiście), więc myślę, że warto się wybrać.