W życiu każdego dorosłego faceta przychodzi taki moment, że chce się wszystko rzucić i zacząć od nowa (a najlepiej wyjechać w Bieszczady) 🙂
I właśnie dziś nastąpiła ta chwila, kiedy i ja mam zamiar oddzielić wszystko grubą krechą i rozpocząć nowy rozdział piwnego życia. Bo ile można chłeptać te rzemieślnicze wynalazki, które tak naprawdę smakują jak cytrusowe koktajle podbite bimbrowym posmakiem. Ile można się rozwodzić nad aromatem leżakowanych cholera wie w czym i po czym Ipek czy jakiś tam Apek. Piwo ma być piwem!!! A nie mieszaniną egzotycznych odmian chmielu, które Chińczyk wyprodukował posługując się składnikami z tablicy Mendelejewa.
Od dzisiaj koniec z rzemiosłem, przechodzę na ciemną stronę mocy i zaczynam regularnie wspierać polski przemysł PDPF czyli Piw Dla Prawdziwych Facetów. Żeby nie być gołosłownym – zasięgnąłem małej porady u moich nowych podwórkowych kolegów, którzy już z niejednej beczki sól jedli czy też piwo pili. A więc moi „nowi koledzy” wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, która dzierżyła puszkę złotego trunku.
Tym trunkiem okazał się być POKER czyli coś dla miłośników „kamiennej twarzy”, gier karcianych i rozbieranych. Nastąpiło powolne zwolnienie blokady i buchnęło karbidem jak za dawnych czasów (kto urodził się w latach ’70 wie o co kaman). No i to mi się podoba, zero jakiegokolwiek posmaku chmielu, kolor mętne siki no i brak piany, która zawsze mnie wkurwiała zostawiając na wąsie biały osad (w akcie desperacji już miałem zgolić tego wonsa). W smaku na pierwszy rzut wyłania się onuca rolnika z Podlasia, która leżakowała w gumofilcu co najmniej trzydzieści lat. I już jestem kupiony 🙂 Na dalszy plan wysuwa się guma arabska, ale to bardzo daleki plan, bo niestety onuca dominuje. Piwo bardzo pijalne i mimo swej ukrytej mocy nie wali od razu w łeb, ale już na finiszu czuć, że po drugim ciężko będzie się pozbierać i poker może przerodzić się w brydża 🙂 Ekstraktu niewiele, ale mocy odpowiednio 7,2%.
Lecimy dalej, bo człowiek nie wielbłąd, jak mawiają starzy pigmeje.
FOX to doświadczony gracz na rynku i zarazem jeden z ciekawszych browarów, który nie boi się używać mocy. A więc wspomniany lisek to super mocne piwo, pasteryzowane i doskonale uwarzone. Kolor bardzo dziwny, bo ni to złoto Cejlonu, ni korzeń kurkumy, ale mniejsza o większe. W aromacie wyczuwam delikatny posmak szmaty podłogowej używanej co najmniej miesiąc w toalecie na dworcu kolejowym w Koluszkach. Ale zaraz na drugi plan wysuwa się słynny szwedzki kiszony śledź. Gorycz w sam raz, nie wykrzywia mordy ani też nie powoduje zadowolenia. Na finiszu delikatne muśnięcie przetrawionej fasolki bo bretońsku, czyli jednym słowem piwo dla znawców tematu. Alk. 9%.
„Siła i Smak” – taki napis widnieje na kolejnym doskonałym piwku, jakie miałem sposobność kosztować. Beczkowe mocne, bo o nim tu mowa, to typowy pils z podwójną mocą rażenia. W kolorze bardzo nijakie (no powiedzmy piasek pustyni, używając kolornika znanej marki produkującej farby). Pianki oczywiście nie uświadczymy, bo i po co brudzić owłosienie pod nosem. Przejdźmy teraz do bardziej szczegółowej i wnikliwej analizy, bo jest na czym kubki smakowe zawiesić. W zapachu dominuje gorgonzolla z duszonym szpinakiem, ale tak nie do końca, bo trochę przebija się płyn do mycia naczyń o zapachu zielonego jabłuszka. Do produkcji użyto grysiku kukurydzianego oraz izomeryzowanego ekstraktu chmielowego, czyli tak naprawdę chmielu jest tu jak na lekarstwo. W smaku bardzo wyraźny akcent kaszanki memłanej z cebulą na oleju rzepakowym, czyli coś niespotykanego jak dotąd w przemyśle browarniczym – brawo za odwagę!!! No i te procenty, które prawie nie są wyczuwalne (kaszanka idealnie kamufluje woltaż). W sumie to pod koniec dopiero procenty wyraźnie dają znać o sobie, bo siekło mnie i sponiewierało nieludzko 🙂 Ale przecież o to chodzi, ma konkretnie torpnąć delikwenta, w końcu to kaliber 9 mm … ups 9 % 🙂
I na zakończenie jak zwykle truskawka na stolcu, czyli piwko nie dla byle obszczymura ale, ale … Lejdis end Dżentelmen! Przed państwem dostojny i arogancki KUSTOSZ. Jest to piwo mocne o szlachetnym smaku i warzone ze starannie dobranych składników, ale jak jest naprawdę to zaraz się dowiemy. Do produkcji użyto tylko i wyłącznie słodu jęczmiennego, bo nic więcej nie widnieje na tym kawałku aluminium. Zapach i kolor nie podobny do niczego, co wcześniej dane mi było kosztować, czyli już jest ciekawie. Po otwarciu puszki buchnęło bukietem przeróżnych związków gastrycznych i nie tylko. Na początku smak zdominowała zupa szczawiowa, ale to nie byle jaka zalewajka, tylko zupa zrobiona ze szczawiu zbieranego na łące niedaleko Czernobyla (dbają o selekcję składników skurczybyki) 🙂 Dalej niewinnie przebija się Kimchi, czyli już wiemy, że piwo fermentowało. No i na finiszu nasze podniebienie dostaje to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli pierogi ruskie ze skwarkami. Nawet papież nie spodziewałby się takiego finiszu! 🙂 Alk. 7,2%, czyli jak w mordę strzelił.
I tak jeszcze pokrótce coś o czerwonym winku skrobnę, bo czasami lubię zanurzyć mordę w czymś ekskluzywnym.
Snajper to leżakowane w plastikowej butelce na sklepowej górnej półce wino przetrawne o smaku wiśniowym. Nie jest to zwykły kwasibór z Włoch czy Francji. Ba! Nawet nie ma co porównywać z jakimiś tam Bordo czy Cabano 🙂 To jest po prostu mistrz nad mistrze i bez dwóch zdań piłbym to wino zawsze do obiadu (oczywiście jak by było mnie na nie stać). Snajper idealnie trafił w mój wybredny gust. W zapachu dominuje siarkowodór z dymnym akcentem kopalni siarki w Tarnobrzegu, czyli już poprzeczka zawieszona dość wysoko. W smaku na początku pojawia się spleśniały chleb z kiełbasą żywiecką przechodząc delikatnie w babole z nosa, a na finiszu wyraźna słodycz aromatu wiśnio-podobnego. Jak dla mnie bomba, więc z całego serca mogę polecić ten znakomity trunek. Dodam jeszcze, że wino można spożywać zaraz po otwarciu i nie musi „oddychać”, jak jest to wymagane w przypadku „tanich win”. Snajpera można od razu lać w gardło i to najlepiej duszkiem! 🙂 A, i bym zapomniał – wino podatne na starzenie (na półce sklepowej starzało się aż trzy tygodnie). Jakich użyto szczepów winogron do produkcji niestety to tajemnica winnicy (albo winnego Janusza). Na etykiecie podany jest tylko skromny skład, czyli fenyloanalina i jakieś siarczany. Alk. 12 %
P.S. Sorki za fotki nie najlepszej jakości, ale trochę się ubzdryngoliłem i nie pamiętam kto komu robił zdjęcia piwo mi czy ja piwu… 🙂
Grubo. Gdyby komentatorzy sportowi wlasnie w tym stylu opisywali kazdy mecz, to i ja zasiadalabym w srody przed telewizorem z odpowiednim barwowo szalikiem owinietym wokol szyi. Brawo!
Szkoda, ze sklepy dzis zamkniete, z checia przekonalabym sie obtrafnosci Twoich spostrzezen.
ale gdzie piwo romper
A co na szary zwykły dzień majowy, gdy zieleń jakoś średnio cieszy? Choć teoretycznie powinna… Taki trunek otwierający oczy na te majowosc, który kubki smakowe i neurony ustawi na tryb: wiosna, ciesz się człowieku. 🙃 I jeszcze percepcję muzyki pogłębi ..ech, tyle wymagań…🙈
Ireneusz, czy tekst jest sponsorowany? Bo za taką reklamę powinieneś mieć dożywotni dostęp do tych trunków, a na obscina to jak znalazł by było. Tam by to docenili!
Niestety Arq tekst nie był sponsorowany ale trunki wynagrodziły mi brak funduszy z nadwyżką. No i pamiętaj trza wspierać rodzimy przemysł PDPF 😉
hahahaha wpisałem w googlach „snajper jabol” po tym jak ktoś o tym napomknął i trafiłem tutaj i się poryczałem z tego wpisu całego, 10/10