Brutus – rzymski polityk, pierwszy konsul Rzymu. Był siostrzeńcem króla Tarkwiniusza Pysznego. Według rzymskiej tradycji król zgładził jego ojca i starszego brata, natomiast sam Lucjusz uniknął takiego losu udając głupca, stąd przydomek Brutus (z łac. głupiec). Ale dziś będzie o zupełnie innym Brutusie.
Brutus to belgijskie trio z Leuven, które swoim ostatnim albumem „Unison Life” zawładnęło moim umysłem bez reszty. Poprzednia płyta „Nest” wzbudziła moje zainteresowanie, zaintrygowała, ale do pełnego zachwytu czegoś mi zabrakło. Nie będę się silił na jakieś specjalne epitety, po prostu napiszę to, co mi Brutus na język przyniesie 😉 Może ciało już stare i brzydkie (okładka), ale w duszy wieczna młodość i gniew buzuje niczym gorący gejzer na Islandii. I taka jest ta płyta. Szczera, prawdziwa, momentami wybuchowa i co najważniejsze – nie jest przekombinowana. Tutaj przekaz jest bardzo prosty, bez zbędnych ozdobników i fajerwerków. Całość brzmi bardzo rockowo, jest miejsce na przestrzeń i emocje, które swoim charyzmatycznym głosem pięknie eksponuje Stefanie.
Pomijając jej atuty głosowe, Stefanie Mannaerts to wyjątkowa osobowość, która nie tylko potrafi śpiewać, ale też grać na perkusji i to z dużą ekspresją. Naturalne budowanie dramaturgii utworów to też jej zasługa (nie umniejszając pozostałym muzykom). A to chwyta słuchacza za serce i długo nie puszcza. Nie wiem, może coś ze mną nie tak, ale dawno tak nie przeżywałem płyty. Myśli gdzieś mi wędrują po nieznanych mi dotąd obszarach. Słucham, podziwiam i co rusz odkrywam nowe dźwięki, choć muzycznie nie uświadczymy tu stylistycznego przewrotu.
Poza tym „Unison Life” nie jest przeładowana zbędnymi nutami. Wyrazistość i szczerość, ot zwyczajny przepis na sukces 😉 Wszystko tutaj współgra, a każdy instrument żyje ze sobą w symbiozie.
Czy Brutus tym albumem przywrócił mi wiarę w muzykę rockową? Na pewno odrobinę tak, ta ich wizja do mnie przemawia. Proste rzeczy też są piękne i właśnie ta prostota mnie urzekła. Płyta na wiele odsłuchów, bo dawkować takie dobra trzeba z umiarem.