Dawno nie było degustacji. Tzn. jakieś tam i były, ale trunki nie okazały się warte odnotowania. Próbowałem nawet jedną taką szkocką, że na samą myśl o niej już mnie wzdryga, więc pominę fakt jej istnienia milczeniem 😉
A dziś w szkle szkocki blend o wspaniałej nazwie The Woodsman (czyli, że Leśnik). Jest to młoda whisky, która debiutowała w 2018 r, a całym sprawcą zamieszania jest spółka Whyte&Mackay. Dodam tylko, że powyższa spółka ma w posiadaniu takie uznane destylarnie jak: Jura, Dalmore, Fettercrairn i Tamnavulin, więc lipy być nie może.
No i lipy nie ma. Przechodząc to „Leśnika”, to dojrzewa on sobie spokojnie w nowych beczkach z amerykańskiego dębu pochodzącego z Ohio (jakby to miało jakieś znaczenie), oraz w beczkach po bourbonie (podwójnie wypalanych). Po pierwszych łykach zostałem bardzo miło zaskoczony, bo gładki i aksamitny smak delikatnie połechtał moje gardło. A mówiąc językiem bimbrowników, to rozgrzał moje kubki smakowe i wyobraźnia została pobudzona. Na początku aromat, w którym od razu można wyczuć delikatną wanilię, miód, migdały i cudowne świeże owoce letnie. W smaku sama rozkosz. Budyń waniliowy wylewa się dyskretnie, a jemu towarzyszą płatki zbożowe z lekkim słodkawym dymkiem. Całość zwieńcza imbir i dąb dodając trunkowi subtelnej pikantności.
Finiszuje zdecydowanie cynamon, pieprz i odrobina dymu, więc jak dla mnie same doskonałości. Reasumując to bardzo dobra i pijalna whisky za niewielkie pieniążki. Mimo, że jest trochę podbarwiana karmelem to i tak zachęcam do spróbowania.