Kanada jest na pierwszym miejscu w ogólnoświatowym rankingu państw o najlepszej reputacji. Jak już ktoś na dłużej tam zakotwiczy, to można powiedzieć, że odnalazł raj na ziemi 🙂 Na gruncie muzycznym sporo się tam dzieje.
Dziś kilka słów o kanadyjskich zespołach, mniej popularnych, ale takich, które robią lub robiły naprawdę dobrą muzykę. Jednym z najstarszych zespołów działających do dziś obok Exciter, Voivod i Sacrifice jest speed/thrash metalowy RAZOR. Powstali w 1983 r w Guelph (Ontario) i nagrali osiem studyjnych albumów. Moja przygoda z Razorem zaczęła się od drugiej płyty „Evil Invaders” (Viper 1985r). Prymitywny speed metal z brudnym surowym brzmieniem przypadł mi do gustu już za pierwszym razem odsłuchania. Rok później ukazuje się „Malicious Intent” – płyta bardzo podobna do poprzedniej.
W 1987 r Fringe Product wypuszcza „Custom Killing” i muszę przyznać się bez bicia, że ta akurat płyta gdzieś mi umknęła. Natomiast „Violent Restitution” z 1988 r jest ich ostatnią płytą, jaką mi było dane słuchać. I na tej płycie RAZOR tnie jak solidnie naostrzona brzytwa. Jadowite wokale, soczyste brzmienie i mordercze tempo – no takie granie to mi pasuje. Dla mnie najlepsza płyta w ich dyskografii. Po nagraniu płyty „Open Hostility” (Fringe Product 1992 r) RAZOR przestaje istnieć.
W 1997 r następuje reaktywacja, której owocem jest album „Decibels” (Hypnotic Records) i jest to ostatnie ich wydawnictwo studyjne. Rok 2012 nie jest zbyt łaskawy dla gitarzysty Dave Carlo, ponieważ zdiagnozowano u niego raka jamy ustnej, ale na szczęście szybko podjęte kroki doprowadziły do wyleczenia nowotworu. Z tego, co mi wiadomo, Razor koncertuje, a najbliżej nas zagrają w Czeskiej Republice na festiwalu Obscene Extreme (Trutnov).
Kolejnym starym wyjadaczem kanadyjskiej sceny jest wspomniany wcześniej SACRIFICE, którego początki sięgają 1983 r. W 1985 r Diabolic Force wydaje ich debiutancki album „Toremnt in Fire”, który przynosi nam niespełna 36 minut surowego speed/thrash metalu z szorstkimi wokalami. Bardzo lubię ten album i pomimo jego prostoty – jest to kawał dobrej muzyki, której dziś już nikt nie pielęgnuje. Dwa lata później ukazuje się „Forward to Termination” i tutaj słychać, że mamy już do czynienia z dojrzalszym zespołem. Na całe szczęście nie stracili nic ze swojej drapieżności, dalej jest galopada (perkusja kojarzy mi się troszkę z „Reign in Blood” Slayera), gitary wycinają ostre riffy, a wokalista katuje nas thrashową jatką.
W 1990 r wychodzi trzeci album „Soldiers of Misfortune” i od razu po pierwszych taktach czuć, że to Sacrifice. Niestety „Apocalypse Inside” nie słyszałem, więc nie będę tutaj czarował. Po tej płycie zespół idzie w rozsypkę. W 2006 r reaktywują się i trzy lata później ukazuje się album „The Ones I Condemn”, który zawiera 50 minut dojrzałego i technicznego Thrash Metalu.
INFERNAL MAJESTY powstali w 1986 r w Toronto. Nagrali cztery płyty, ale już przy pierwszej postawili tak wysoko poprzeczkę, że następne nie dorastają jej do pięt. „None Shall Defy” ukazała się w 1987 r (Roadracer Records) i przynosi nam blisko 40 minut Thrash metalu z satanistyczno- wojennym przesłaniem, a takie utwory jak „Overlord” czy „Anthology of Death” to istne koncertowe petardy. Dla mnie to jedna z najlepszych płyt z thrash metalem, jakie w ogóle się ukazały. Niestety na drugi album musieliśmy czekać aż 11 lat „Unholier than Thou” (Hypnotic Records 1998r), no i co za tym idzie – muzyka już nie powala jak na debiucie. Czuć, że gdzieś uszło powietrze i muzycy nie mają wyraźnie nakreślonego konceptu i pomysłu na muzykę.
Po tej płycie ukazały się jeszcze dwa albumy: „One Who Points to Death” (Black Lotus records 2004r) i „No God” (High Roller Records 2017r). Słuchając utworu „House of War” z ostatniej płyty mam wrażenie, że stary duch Infernal Majesty powrócił. Mam nadzieję, że cała płyta będzie w klimacie lat ’80-tych.
I na zakończenie trzy kapele, które niestety już nie istnieją, a warto przybliżyć ich sylwetki. MARTYR to zespół, w którym udzielał się obecny gitarzysta Voivod Daniel Mongrain. Powstali w 1994 r w Quebec. Nagrali trzy albumy długogrające „Hopelles Hope” (1997r), „Warp Zone” (2000r) i ostatni „Feeding the Absces” (Galy Records 2006r).
Muzycznie mamy tutaj do czynienia z technicznym Death Metalem (słychać, że chłopaki wzorowali się na Death czy późniejszym Pestilence). Bardzo zgrabnie skomponowane utwory o złożonych strukturach, niełatwo wchodzą w ucho. Uwielbiam takie techniczne i skomplikowane granie wymagające od słuchacza idealnego skupienia. Na pewno Chuck Schuldiner byłby dumny z muzyków Martyr.
Natomiast TENET z Vancouver to tzw. all stars band, w skład którego wchodzą: Gene Hoglan – drums, Glen Alvelais – guitar, Jed Simon – guitar, Byron Stroud – bass i Steve „Zetro” Souza – vocals. W 2009 r Century Media wydaje ich debiutancki album „Sovereign”, czyli pół godzinki death/thrash metalu najwyższej próby i niestety jest to jedyny ślad, jaki zostawili po sobie. Mnie ten album strasznie podszedł i często odsłuchuję, oczywiście jak tylko mam ochotę na takie granie. Nawet głos Souzy mnie nie drażni, choć widziałbym innego krzykacza na jego miejscu, no ale to tylko moje skromne zdanie 🙂
Na koniec wspomnę jeszcze kultowy w pewnych kręgach SLAUGHTER, w którym na chwilkę zakotwiczył sam Chuck Schuldiner (1986 r). Powstali w 1984 r w Toronto i nagrali jedną płytę „Strappado” (Diabolic Force 1987r). Płyta zawiera 23 minuty brudnego i obskurnego death/thrash metalu, który do tej pory kruszy me serducho. Tak właśnie w latach ’80-tych grało się death metal i czasami fajnie jest się do nich cofnąć i powspominać 🙂 Po tym wydawnictwie zespół przestał istnieć. Pośmiertnie ukazało się jeszcze kilka kompilacyjnych albumów głównie z nagraniami demo, live czy coverami.
I TO BY BYŁO NA DZIŚ TYLE.
Cześć Irek. Razor zawsze był zajebisty. Ja zacząłem od ich jedynki „Exectioner’s song” ale to „Evil Invaders” najbardziej zapadła mi w pamięć. Z kapel które tu wymieniłeś przyznaję, że umknął mi Slaughter. Znam Slaughtera ale naszego koszalińskiego (późniejszy Betrayer). Z końcówki lat 80’ych z kanadyjskiego podwórka pamiętam poza wymienionymi przez Ciebie (i pomijając oczywistą oczywistość Annihilator) Helix, Kick Axe i Blasphemy. Trochę później doszedł Gorguts i Kataklysm.
Pozdrawiam. Piotrek z Ashes.
Witaj Piotrze!Miło mi ,ze zaglądnąłeś na mój blog i zostawiłeś ślad. Annihilator wiadomo klasa,celowo pomijam te bardziej znane zespoły,które wszyscy znają a chcę przypomnieć te mniej popularne. O Gorguts pisałem już jakiś czas temu i to spory artykuł. Blasphemy oczywiście znam i zostawiam na później. O dwóch pozostałych nie mam bladego pojęcia:) W następnych odsłonach pojawią się kolejne kapele warte uwagi. Zapraszam i Pozdrawiam.