Nazwa TREPANERINGSRITUALEN obiła mi się kiedyś o uszy, ale nigdy nie miałem styczności z ich muzyką. Nie tak dawno nadarzyła się okazja, by zobaczyć ich na żywo, więc z czystej ciekawości wybrałem się na rytuał trepanacji 😉 Powiem krótko – wciągnęli mnie w swój świat i zostałem w nim na dobre.
Muzykę, którą tworzy TREPANERINGRITUALEN, można podpiąć pod mroczny rytualny ambient o psychodelicznym podłożu. Budzi we mnie skojarzenia z czymś ewidentnie złym, ze śmiercią, wszechobecnym strachem i obłąkaniem. Myślę, że przy dłuższym obcowaniu można nabawić się pewnych symptomów psychozy 😉
Projekt powstał w 2008 roku w Goteborgu. Mózgiem i pomysłodawcą jest szwedzki artysta Thomas Martin Ekelund. Co prawda na koncertach od niedawna zespół gra w dwójkę, ale za całokształt odpowiada właśnie Thomas. Na żywo zrobili na mnie ogromne wrażenie. Dwóch typów z workami na głowach odprawiało pogańskie rytuały. Głośno, agresywnie, z ekstremalnym okrucieństwem. Na scenie panowała totalna eksterminacja.
Tak, te schizofreniczne majaki nie mogą się kojarzyć z afirmacją życia 😉 Gdybym miał opisać w trzech słowach klimat koncertu, to na bank były to: Śmierć, Chaos i Pożoga.
Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem czegoś tak strasznie cielesnego. Stałem i nie mogłem nic zrobić, zostałem zahipnotyzowany. Umysł był w już innym wymiarze, witał się ze śmiercią 😉
Koncert koncertem, ale postanowiłem sprawdzić na własnych uszach, co tam na płytach się dzieje. A dzieje się niewyobrażalnie dużo „dobrego”, jakby to nie zabrzmiało. Nie skupiałem się na konkretnych wydawnictwach, po prostu zapuściłem pierwsze z brzegu propozycje (tytuły podam jak utrwalę je sobie w głowie).
W ich muzyce urzekła mnie paraliżująca umysł impulsywność oraz czająca się za każdym „rogiem” złowrogość. Trans i obłąkane narracje doskonale oddają klimat rodem z filmów grozy. W tych dźwiękach można się łatwo zatracić. Plemienne bębny, zniekształcone intonacje oraz bliżej nieokreślone tła stają się jednym wielkim intensywnym atakiem na zmysły.
To ostentacja ludzkiego zwyrodnienia wyrażona za pomocą dźwięków. Nie jest to muzyka do porannej kawki czy biesiady przy grillu. Tutaj trzeba wykreować specyficzny nastrój i oddać się bez końca rytuałowi. Ale taki wieczór sam na sam w ciemnych lochach czy opuszczonym klasztorze to już będzie TO 🙂
Ja wkręciłem się w „Kainskult” (2017) oraz „Perfection & Permanence” (2014) i myślę, że od tych płyt warto zacząć z nimi „przygodę”. Nowsze płyty nie są już tak bardzo „nawiedzone”; są łatwiejsze w odbiorze, bez charakterystycznych złowieszczych odgłosów i plemiennych rytmów.
Jakieś pytania?
Na koniec tylko napomknę, że muzyka TREPANERINGSRITUALEN nie jest przeznaczona dla ludzi o słabych nerwach. Żeby nie było, że nie ostrzegałem 🙂
Życzę udanego seansu 😉
Wspólny obrazek z głównym „chirurgiem” 🙂