Terra Tenebrosa to dość młoda stażem kapela ze Sztokholmu. Przyznam się, że po raz pierwszy mam styczność z ich muzyką i jestem lekko zszokowany po przesłuchaniu…
Już okładka, na której widnieje tajemniczy dom w środku lasu, przed którym stoi mroczna postać w masce, daje wiele do myślenia. Muzyka na tej płycie jest obdarta z resztek ludzkich zachowań. Dehumanizacja osiągnęła tutaj ostatnie stadium zwyrodnienia, czyli inaczej: muzyczne bestialstwo w najokropniejszej formie. Tytuł „The Reverses” już sam wiele mówi, że odwrócone jest nieodwracalne i taki właśnie efekt wywołuje odsłuch tych siedmiu hymnów abstrakcji i koszmarnej wizji upadłego świata. A im dalej w las tym ciemniej…
Płyta zaczyna się od wiercenia dziury w głowie i to dosłownie. Gitary mielą ostatnie szare komórki w zatęchłych zakamarkach ludzkiej świadomości. Nie wiadomo czego się spodziewać, bo złowieszcze odgłosy atakują z nieznanych mi dotąd rejonów. A to dopiero początek!
Płytę rozpoczyna „Makoria”, która po chwili przeistacza się w „Ghost and the end of the rope”, czyli horror rozpoczyna się na dobre. Ludzkie instynkty przetrwania zostały złamane i marszowy „The End is Mine to Ride” niczym armia zombie rozprawia się z człowieczeństwem. Upodlone dźwięki w stylu wczesnych dokonań Bathory to tylko niewinny romans, który Terra Tenebrosa zaserwuje nam w dalszej części płyty. „Marmorisation” zaczyna się dość spokojnie brzdąkaniną, która tylko z pozorów jest taką zwykłą brzdąkaniną, bo po chwili przeradza się w chaotyczne dźwięki, którym wtóruje złowieszczy szept, charkot, czy jak tam to sobie nazwiecie. Ja po prostu mam ciary na takich wokalizach. Bardziej mi pasuje porównanie: jak piekielny wyziew. No i ten wszechobecny niepokój, który czai się gdzieś za rogiem! Płyta jednym słowem PORAŻA słuchacza natłokiem dźwięków, które nie sposób określić czy wbić w konkretne ramy.
Wyczuwam duże pokłady mrocznych wizji, które nadają muzyce TT swoistego smaczku. Wszechobecny strach i groza to kolejne elementy układanki, które idealnie współgrają z całością. W tym wypadku muzyka nabiera innego wymiaru, który ciężko jednoznacznie do czegoś przyłatać. Jest strasznie, zupełnie nieprzewidywalnie, a zarazem duszno i upiornie. Jest ZŁO i to nie takie na siłę czy wymuszone, to jest prawdziwe ZŁO!!!
Kto odważny, to polecam, bo na pewno nie będzie zawiedziony.