Piękne czasy nastały!!!
Na początku było wydanie kasetowe, które sami przegrywaliśmy i rozsyłaliśmy po krajowych distrach i zniach. Po 33 latach od nagrania ukazało się wznowienie na płycie winylowej. A dziś otrzymałem „Brutal Termination” na „srebrnym talerzu”. Tym razem wydawcą jest rodzima wytwórnia Thrashing Madness Records. Niezmordowany pasjonat i fan ciężkich brzmień Leszek Wojnicz-Sianożęcki wykonał kawał zajebistej roboty. Fajnie, że są jeszcze w tym kraju ludzie, którzy czują klimat wspaniałych lat ’90. I w dodatku mają w sobie mnóstwo siły i samozaparcia by wydawać takie starocie na nośnikach fizycznych.
W dobie popularności serwisów streamingowych wydawałoby się, że jest to strzał w kolano. A jednak istnieje jeszcze spore grono ludzi, dla których taki nośnik jest jedyną dopuszczalną formą muzyki. TERMINATOR nigdy nie wyszedł z podziemia, zostawił po sobie ślad w postaci kasety demo i zagrał aż dwa koncerty 😉 Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło 😉 Na jego gruzach powstała inna kapela, która trochę dłużej powojowała szabelką, ale jej historię znają już prawie wszyscy 🙂
Na okoliczność wydania CD wygrzebałem recenzję, którą napisałem zaraz po ukazaniu się materiału. Ubaw miałem po pachy, a nawet po dziurki w nosie:) Poniżej efekt pracy człowieka, który swoim krytycznym uchem rzucił cień na przyszłą karierę TERMINATOR’a 😉
Właśnie przed chwilą wysłuchałem debiutanckiej kasety „Brutal Termination” grupy, której nazwa kojarzy się bardziej z filmem „Elektroniczny Morderca” niż muzyką Death Metal. Chodzi oczywiście o kożuchowski TERMINATOR. Istnieją od 1989 roku i w końcu dorobili się własnej produkcji. Okładka jest adekwatna do muzyki. Przedstawia średniowiecznego rycerza trzymającego w rękach miecz i odciętą ludzką głowę! Uff
Co drugi zespół tego gatunku ma umieszczony na okładce podobny rysuneczek. Nie jest to o tyle śmieszne co idiotyczne! Daje to duży minus (a może nie). Niestety to przestaje być modne. Nie jest to oryginalne. Ale po co odbiegać od schematów? Droga została wytyczona i nie warto szukać nowych rozwiązań. No dobrze.
Przejdźmy do muzyki. Taśma zawiera sześć kompozycji plus dwa bonusy, które nie znalazły się na oficjalnym wydawnictwie. Rozpoczyna się dość głośno gitarowym wstępem po czym słyszymy pierwsze takty „Obozu Śmierci”. I tu perkusja wybija rytm zbliżony do serii z karabinu maszynowego. Nagle zwalnia i dalej łupanina. Utwór utrzymany w grindowym chaosie niż w deathowym klimacie. Nie stawia to muzyków zbyt wysoko. Warsztat przeciętny. Ale lecimy dalej.
Kolejnym utworem jest „Wyrok Śmierci”. Gitary przycinają niczym wczesny DEATH!!! Utwór bardzo długi i monotonny. Typowa aranżacja death metalowa. Ale zaraz, zaraz ja to znam. Tak to dalej jest Death!!! Oj chłopaki czyżby brakowało wam własnych pomysłów? Po „Wyroku Śmierci” mamy kolejny song. Zaczyna się dość zaskakująco! Gitarzysta coś chce pokazać ale to tylko wstęp. Dalej ostro i thrashowo. Tempo rośnie od thrashowego upa-upa do grindowej młócki. Po kilku taktach następuje dość ciekawa aranżacja solówki. No to im się udało. Gdyby nie ten chaos i niezgranie to może by coś z tego było. To już o czymś świadczy. Jednak stać ich na coś.
Następnym kawałkiem jest „Nuklearna Wojna”. Jest tak beznadziejny jak ustawa o aborcji. Na uwagę zasługuje utwór „Wiking”. Jest to majstersztyk na tej kasecie. Stać ich jeszcze na komponowanie ciekawych utworów. Pod względem aranżacji i warstwy tekstowej nic dodać nic ująć. To jedyny (chyba) plus taśmy. Jednak reżyser musiał dołożyć swoje trzy grosze i skopał solówkę dokumentnie (o strojeniu już nie wspomnę). Kończący demo utwór „Kurazon” jest instrumentalny. I co! Znowu groch z kapustą. Zaczyna się dosyć obiecująco, kilka smaczków muzycznych, dużo zmian tempa co niekiedy koliduje ze sobą. Zbyt prostackie solówki nie świadczą dobrze o wysokich umiejętnościach gitarzysty.
Mam jeszcze wątpliwości co do brzmienia. Jest gorzej niż źle. Poniżej średniej krajowej. No i reżyser dźwięku zrobił swoje. Odwalił kawał niepotrzebnej roboty. Amatorszczyzna przemawia przez tą muzykę. Jeśli chodzi o teksty to dosyć poczytne, co niektóre zatrzymały moją uwagę dłużej niż przerwa śniadaniowa w podstawówce. Ogólnie jeden punkt + pół dla zachęty. Poczekajmy na kolejną propozycję tego „obiecującego” zespołu. Czas pokaże.
Tak się kiedyś pisało recenzje „obiecujących” zespołów 🙂
P.S. pisownia oryginalna 19-letniego fana muzyki ekstremalnej 🙂