Po kilku mniejszych wydawnictwach – w końcu przyszedł czas na debiutancki album Spectral Voice, który ukazał się 13 października 2017 roku pod banderą Dark Descent Records.
„Eroded Corridors of Unbeing”, bo o nim tu mowa, to obdarty do białej kości i prymitywny death/doom metal. Tak się grało w latach ’90 ubiegłego stulecia i myślę, że Spectral Voice zakotwiczył w tych czasach na dłużej. Może nie są weteranami sceny, ale wiedzą jak powinien brzmieć metal śmierci, który swoje pięć minut miał lata temu.
Na płytę składa się pięć potężnych hymnów, które łącznie trwają prawie pięćdziesiąt minut. Można by rzec, że muzyka zawarta na tej płycie to muzyka ludzi kamienia łupanego, bo bijący z niej prymitywizm nie pozostawia na słuchaczu żadnych złudzeń. Wokal brzmi, jakby wydobywał się z jakiejś potężnej studni głębinowej i stąd taki pogłos. Gitary mielą powoli, jak maszyna do mielenia kości, choć czasem zdarzają się zapędy w szybsze rejony. Generalnie wszystko toczy się powoli, jak pogrzebowa karawana, która momentami gdzieś zboczy z trasy.
Dźwięk jest bardzo szorstki, surowy i brzmi jak większość demosów z lat ’80 i ’90. Płyta dla zagorzałych maniaków starej szkoły metalu śmierci, czyli w sam raz dla mnie. I jak słychać – znowu mamy dobitny przykład, że muzyka ponownie zatoczyła koło i zespoły wracają do korzeni. No bo czym jeszcze mogą nas zaskoczyć? Odpowiedzi na to pytanie można doszukać się właśnie w „Eroded Corridors of Unbeing”… bo niby nic nowego, a cieszy jak dawno zapomniana zabawka z dzieciństwa znaleziona gdzieś w zapyziałym kącie 🙂
Album nagrany w składzie:
E. Wendler – Vocals, Drums
P. Riedl – Guitars
M. Kolontyrsky – Guitars
J. Barrett – Bass