Dostałem od chłopaków z zespołu SATYA płytę „Pustka”. Co prawda miała być jakaś całkiem nowa płyta, ale pewnie fizycznie jeszcze nie powstała. Dlatego dziś materiał trochę archiwalny, bo z 2020 roku. No ale nieważne, zajmijmy się jego zawartością. Po zdjęciach widać, że kapelę tworzą młodzi i gniewni ludzie. Muzycznie też to czuć, bo płyta aż kipi gniewem i nienawiścią. Tutaj nie ma się co dziwić, bo żyjemy w kraju, w którym trzeba to głośno wykrzyczeć. Jest to pewna forma artystycznego manifestu. Zaś muzycznie zespół zakotwiczył gdzieś w połowie lat ’90, gdzie takie dźwięki powstawały na pęczki. Jest rockowo, ale z metalowym pazurem i mam tu pewne skojarzenia, ale nie będę chłopaków łatał do konkretnych nazw.
Wszystko fajnie „buja”, gitary ciosają ostre riffy, a wokalista wykrzykuje swoje kwestie z niesamowitą agresją. Mało tego – bardzo zgrana sekcja rytmiczna, która razem z pozostałymi muzykami dostarcza nam solidną porcję ostrego łomotu. Tyle plusów, a teraz pomarudzę 😉 Słuchając „Pustki” niejednokrotnie dopadł mnie stan lekkiego znużenia. Utwory mimo niesamowitej energii po czasie zlewają się w całość i pod koniec płyty ciężko zapamiętać jakiś konkretny strzał.
Brakuje mi tu czegoś? Może odrobiny przebojowości i chwytliwego grania? Na pewno przydałby się jakiś element zaczepienia, gdzie ucho na dłużej zapamięta dźwięk. Płyta przelatuje i łapię się jak bym słuchał jednego utworu. A może by zróżnicować tempa, pokombinować z aranżami? Popracować nad dramaturgią poszczególnych partii i popuścić wodze fantazji. Tutaj wszystko jest wpasowane w swoje ramy, a przydałoby się z nich wyjść.
Natomiast wokalnie jest bardzo dobrze, głos czytelny, zrozumiały i to doceniam. No i przede wszystkim jest JAKIŚ, jest wyrazisty. Teksty w ojczystym języku chyba każdy zrozumie, przekaz prosty bez kazuistycznych frazesów 😉 Zazwyczaj nie zgłębiam tematów poruszanych w tekstach, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Przykuły moją uwagę i poświęciłem im chwilkę. Generalnie sprawy i problemy życia codziennego. Ot żadna głębsza filozofia, przynajmniej ja tak to odbieram.
Kończąc chciałbym tylko dodać, że jest w tej muzyce ukryty potencjał, tylko trzeba go aktywować. Czekam na nowy materiał i życzę chłopakom powodzenia.
Album nagrany w składzie:
Filip Cirocki – wokal
Szymon Muzolf – gitara
Wojciech Adamczyk – bas
Tomasz Muzolf – perkusja