Dave Lombardo należy do grona ludzi, którzy muzyką żyją, oddychają i przypuszczam, że nawet z nią sypiają 🙂 Jakiś czas temu został zaangażowany w projekt SATANIC PLANET, który na początku miał być jednorazowym strzałem, ale z biegiem czasu przeistoczył się w zespół z krwi i kości. Oprócz Dave’a w ten „muzyczny egzorcyzm” uwikłani są muzycy z różnych kapel min. Justin Pearson z Dead Cross, Luke Henshaw z Planet B i sam Lucien Greaves (dla niewtajemniczonych: współzałożyciel The Satanic Temple).
Ostatnio dotarła do mnie debiutancka płyta Satanic Planet opakowana w iście piekielną czerwoną okładkę i wydana na pięknym krwawym winylu. Po wnikliwym „obwąchaniu” mogę w końcu coś napisać, a jest o czym. W wielkim skrócie: jest to potężny i mroczny satanistyczny rytuał, na który składa się trzynaście hymnów ku chwale rogatego. O dziwo – Lombardo na tym albumie nie zasiadł za swoim zestawem perkusyjnym, a tylko został poproszony o zaprogramowanie partii perkusji. Wyszło jak wyszło, tragedii nie ma, ale wolę jak fizycznie tłucze w baniaki.
Album brzmi bardzo chłodno, momentami wręcz ambientowo-industrialnie. Sporo melorecytacji, na które nałożone są histeryczne wrzaski. Do tego swoje trzy grosze dorzucili Travis Ryan, Shiva Honey, Jung Sing i Eric Livingston. Istotna rzecz – na płycie nie uświadczymy mocnych gitarowych brzmień ani grobowych growli. I tak na dobrą sprawę metalu tutaj też nie ma ani grama. Natomiast pan Lucien karmi nas mroczną elektroniką pod którą oddychają transowe bity. Jest sporo odniesień do Biblii Satanistycznej La Veya, co mnie wcale nie dziwi. Zresztą cały ten materiał jest jednym wielkim soundtrackiem przepełniony egzorcyzmami, modlitwą i strachem.
Greaves wykreował swój własny obraz muzyki, za pomocą którego stara się uświadomić słuchaczowi kim jest i do czego zmierza. Otwiera nasze umysły i mówi: „Patrzcie co się dzieje wokół was – te zorganizowane religie i ich niecne występki to zło tego świata. Bądźcie panami samymi dla siebie. Nie ma nieba, nie ma piekła jest tu i teraz. Zrzućcie kagańce i cieszcie się życiem, bo drugiego nie będzie.” Do tego idealnie posłużył się mrocznymi podkładami, które może nie są specjalnie oryginalne i wyszukane, ale budzą pewne kontrowersje.
Na pewno płyta inna niż wszystkie, a czy lepsza czy gorsza – odbiorcy zweryfikują. Ja uwielbiam takie muzyczne eksperymenty, które nie do końca dają się upchnąć w konkretne stylistyczne ramy. AVE UNCLE SATAN!
https://satanicplanet.bandcamp.com/album/satanic-planet