Od jakiegoś czasu zabieram się za napisanie o mojej wyprawie do Portugalii i dziś znalazłem chwilkę, wiec coś szrajbnę 🙂
Portugalia od dawien dawna była moim wielkim marzeniem, a jak wiadomo – jeśli ktoś bardzo chce, to marzenia się spełniają. Mój serdeczny znajomy nagle pewnego dnia oznajmił mi, że wybiera się do Lizbony na dwa tygodnie popracować przy remoncie jachtu. Zapytał czy nie chcę się zabrać, bo akurat jest wolne miejsce w busie. Ja oczywiście bez chwili zastanowienia przytaknąłem, spakowałem bagaże i za dwa dni zameldowałem się w umówionym miejscu. Po kilkunastu godzinach jazdy dotarliśmy do Andory. Postanowiliśmy zostać na noc w stolicy tego małego księstwa położonego w Pirenejach. Nazajutrz szybkie śniadanie w hotelowej restauracji (croissant i kawa), małe zakupy w markecie (w Andorze jest strefa bezcłowa gdzie 1,5 l Grants’a kosztuje 8 euro 🙂 i w drogę. Po wjechaniu do Portugalii zatrzymaliśmy się na kolację w malowniczej miejscowości Borba. Kolacja była bardzo obfita, a szef kuchni i jego świta idealnie zadbali o nasze podniebienia podlewając całość lokalnym winem. W podzięce dostali od nas polskie piwo (ponoć byli zachwyceni 🙂
Po przejechaniu 3200 km dotarliśmy do Lizbony i portu, w którym cumował nasz hotel (spaliśmy na 13-metrowym jachcie). Byliśmy tak zmęczeni podróżą (dojechaliśmy o godzinie 2:30!), że wypakowaliśmy bagaże i zalegliśmy na swoim kojach. Wczesnym rankiem zbudziło nas palące słońce (wyjeżdżaliśmy na początku kwietnia gdzie temperatura w Polsce wahała się w granicach 10 stopni), w Lizbonie buchnęło na nas prawie 30 stopni – SZOK.
Po szybkim zaklimatyzowaniu się ruszyłem na rekonesans. Postanowiłem wybrać się na teren targów Expo’98, gdzie znajduje się olbrzymie oceanarium z kilkudziesięcioma gatunkami ryb, które żyją ze sobą w kolorowej symbiozie. I tak obok malutkich barwnych rybek pływają olbrzymie płaszczki i rekiny. W mniejszych akwariach spotkać można skorupiaki, kraby, ślimaki morskie i ryby głębinowe. Na powierzchni są stawy z morskimi ssakami i ptakami. Na przejście całego oceanarium trzeba wygospodarować około dwóch godzin, bo jest co oglądać i podziwiać (mi bardzo spodobały się wielobarwne rafy koralowe i jej dziwni lokatorzy 🙂
Cała Portugalia słynie z bardzo ciekawego zdobienia budynków, a mianowicie są one wyklejane kolorowymi płytkami ceramicznymi (Azulejos). Dosłownie na każdym kroku można spotkać takie barwne kamienice. A teraz tak pokrótce, co warto zobaczyć w Lizbonie. W dzielnicy Belem warto zaglądnąć do wspaniałego XVI wiecznego klasztoru Mosteiro dos Jeronimos, którego to południowy portal jest bogato rzeźbiony w stylu manuelińskim. Nieopodal stoi przepiękna wieża Torre de Belem wybudowana w latach 1515-1521 i jest najwspanialszą budowlą militarną w Portugalii. To miejsce, z którego wyruszano odkrywać nowe szlaki handlowe oraz znak rozpoznawczy dla żeglarzy powracających z Indii i Nowego Świata. Idąc dalej na północ napotkamy pomnik odkryć geograficznych, na którym to wyrzeźbione są postacie wielkich odkrywców i żeglarzy min. Vasco da Gama, Magellan czy Pedro Alvares Cabral – odkrywca Brazylii. Wracając do centrum zaraz za klasztorem Jeronimos znajduję się niesamowity park tropikalny ze stawami, różnymi gatunkami palm, ptactwem wodnym i pawiami. Można tam delektować się spokojem i schronić się przed palącym słońcem.
W samym centrum miasta polecam Elevador de Santa Justa. Jest to winda zrobiona z kutego żelaza, wzniesiona na przełomie XIX i XX wieku. Winda ta łączy dzielnicę Baixa z położoną wyżej Bairro Alto. Na samej górze windy znajduje się taras widokowy z kawiarnią, gdzie serwują wyśmienite Porto. Widok na panoramę miasta niesamowity 🙂
Na wzgórzach widnieją blanki murów obronnych Castelo de Sao Jorge, które można zwiedzać. Oprócz zrekonstruowanych murów nic nie pozostało po cytadeli, którą to zniszczyło trzęsienie ziemi w 1755 r. W Lizbonie dużo jest placów i ciekawych skwerów, gdzie można przysiąść i w cieniu drzew zasmakować małej czarnej i słynnych torteletek z kremem budyniowym. Polecam spacer po głównym placu Praca do Comercio i monumentalnej arkadowej alei która biegnie od rzeki Tag do serca Lizbony. Przy alei w arkadach znajdują się kramy z ceramiką, wyrobami regionalnymi oraz pamiątkami gdzie i ja zrobiłem dość obfite zakupy. Nie byłbym sobą, gdybym nie odwiedził słynnego na cały świat baru Hard Rock Cafe. Tam strzeliłem lokalnego browara Sagres i dalej naprzód ku nowej przygodzie 🙂
Z miejsc ciekawych niedaleko Lizbony polecam wycieczkę na Cabo de Roca – najbardziej wysunięty na zachód punkt Europy położony na lądzie stałym, na którym jest wzniesiona na 140-metrowej skale latarnia. Widoki na Ocean Atlantycki przepiękne. Warto też zwiedzić malowniczy i eklektyczny pałac Pena położony na najwyższym szczycie Serra de Sintra w Sintrze, który został wzniesiony w latach 1839-1850. Budowla ta od razu przykuła mój wzrok, bo większość fasad pokryta jest kolorowymi azulejos. Niesamowite wrażenia wzrokowe.
Polecam też koniecznie spróbowania lokalnych przysmaków i owoców morza, które to serwowane są w każdej restauracji (grilowane krewetki czy macki ośmiornicy). Ceny w restauracjach położonych nad samym oceanem są raczej wysokie, więc jeśli chcecie spróbować tych frykasów w rozsądnej cenie to warto wybrać się na targ rybny w Lizbonie – tam można zaopatrzyć się we wszelkie dary oceanu i to za niewielkie pieniądze. I chyba nie trzeba nikogo namawiać na spróbowanie Porto, a im starsze tym lepsze. Polecam 18- letniego Sandemana, po prostu rozkosz w ustach 🙂
Na koniec jeszcze runda zabytkowym tramwajem po Lizbonie, przejazd przez najdłuższy most w Europie (17,2 km), czyli most Vasco da Gamy, który spina brzeg rzeki Tag i można wracać do domu. Nie wszystko udało mi się zobaczyć, ale i tak wróciłem zadowolony z kwietniową opalenizną na gębie i workiem pamiątek. Jeszcze kiedyś tam wrócę i na pewno odwiedzę Porto – miasto słynnego na cały świat słodkiego, wzmocnionego wina.
Foto: własne