Za oknem wieje i to dość mocno, to i mnie porwało 🙂
Znalazłem się na rozdrożu, gdzie świat realny zderza się z fantazją. Dawno w moich skromnych progach nie gościła tak mroczna muzyka, więc dziś z lekką dozą nieśmiałości odkryję nowy twór o mało mówiącej nazwie MANSUR.
Projekt ten został powołany przez Jasona Kohnena i Dimitry El-Demerdashi. Do wspólnej zabawy zaprosili Martine Horvath, która swoim nieskazitelnym głosem niczym bogini przesuwa horyzonty. W sumie to na tej płycie nie zaprezentowała szczytu swoich możliwości, ale to co zrobiła i tak jest mistrzostwem świata (mam słabość do jej głosu).
Album „Minotaurus” to efekt improwizacji, która została zapisana w postaci sześciu utworów. Natomiast tytuły tych utworów odnoszą się do imion greckich bogów i bogiń. Jest to pierwszy taki materiał Mansur nagrany na żywo. Wcześniej ukazały się „Temple” i „Karma”, ale niestety nie miałem sposobności poznać.
W telegraficznym skrócie dźwięki zawarte na „Minotaurus” to konglomerat mrocznej elektroniki, który dość odważnie romansuje z tradycją bliskowschodnią. Powolna podróż po labiryntach Minotaura, który panuje tutaj od stuleci, może wywołać strach i obrzydzenie. Na całe szczęście jest Martina, która całej tej „brzydocie” nadaje pierwiastek piękna. Bardzo ładnie spina to klamrą i ten wszechobecny strach dyszący gdzieś za naszymi plecami nie wydaje się już taki przerażający. Płyta spełniająca wszelakie kryteria muzyki do medytacji. Atmosferyczna i wyciszająca, a zarazem straszna i upiorna. Choć są momenty grozy, to w konfrontacji z całością, po zakończonym seansie – odetchniemy z ulgą.
Ja od kilku dni błądzę w tych katakumbach pradawnego stwora i za każdym razem przeżywam dreszczyk emocji. MANSUR wciąga, jak bagno topielca . Zresztą co ja tu będę straszył i budził lęki, przekonajcie się sami 🙂