Ta płyta się ukazała w 2017 r, a ja dopiero teraz jej słucham? To skandal i to na międzynarodową skalę 😉

JACK’a CRUSHER’a (ale nie tego Jack’a Crushera ze Star Trek;)), przedstawił mi mój serdeczny kolega z Buska Zdroju. Rozmawialiśmy sobie luźno, oczywiście o muzyce i nagle rzucił tekst: A JACK CRUSHER słyszałeś? No nie. I zapodał ze Spotifaja 🙂

Od pierwszych dźwięków dostałem solidnego kopniaka między uszy. Nie znałem twórczości kapeli, sprawdziłem na biegu skład i stwierdziłem, że grają w niej zaprawieni w bojach weterani krajowej sceny rozrywkowej. O Dino (Spinal Cord, Dogma) tu gra – stwierdziłem. A jak Dino to wiadomo amatorki nie będzie. I nie ma, bo ich debiutancka płyta „Soulless Humanity” to 40 minut rasowego pierdolnięcia z ciężkim jak kowadło brzmieniem i solidną sekcją. Krótko tylko przypomnę, że kapela powstała w 2013 roku w Busku Zdroju i na koncie mają epkę, live album i debiut, który katuję od tygodnia.

„Souless Humanity” zawiera dziesięć autorskich kompozycji i muszę wyraźnie zaznaczyć, że panowie mają dryg do pisania dobrych kawałków. Utwór otwierający „Red Roses” od pierwszych taktów miażdży potężnym riffem. Do tego wbija szorstki głos Michała i mamy drzwi wywarzone elegancko z buciora 😉 „What Will You Say” i płyta nabiera rozpędu. Kapitalne wokalizy w refrenie i dyskretne sample w tle. No miodzio! Lecimy dalej, bo szkoda czasu. „One Step Too Far” tnie precyzyjnie, niczym chirurgiczny skalpel. Tu nie ma miejsca na zbędne pierodlety. Jest cios i to mi pasuje. W sumie to się zastanawiam czy jest sens rozkładać całość na czynniki pierwsze? Nie ma, więc zaniecham tego niecnego czynu i zajmę się ochami i achami 😉

Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś swoją muzyką zrobił mi tak dobrze. Tutaj jest wszystko, co raduje mą duszę 🙂 Rewelacyjne wielowarstwowe i urozmaicone wokale, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Jest brutalnie, jest szorstko, jest melodyjnie a czasami nawet łagodnie. Oddaję pokłony do samej ziemi, kawał zajebistej roboty wykonałeś kolego Michale.

Aranżacyjnie też jest efektownie i przebogato, zrobione z głową i polotem. A solówki o Panie, to pieprzone mistrzostwo świata (Dino arcymistrz). Płyta bez zbędnego utworu, z odpowiednią dramaturgią, prze do przodu niczym rozpędzona lokomotywa. Całość ocieka niepochamowaną energią z odrobiną melodii, ale tej „złej” melodii 😉 Płyta wchodzi elegancko jako całości i tak trzeba ją traktować.

Mam nadzieję, że panowie po cichu coś pichcą i w niedalekiej przyszłości usłyszę efekty. Trochę czasu już minęło, więc czekam z utęsknieniem na nowe dźwięki. Na koniec nie pozostało mi nic innego jak pogratulować udanego debiutu i życzyć zespołowi kontynuacji drogi obranej na nim. I jeszcze jedno, polski tekst do utworu „Gniew” bardzo mnie poruszył i tutaj zacytuję „…Największym wrogiem człowieka – Jest człowiek…”– jakie to prawdziwe!!