O kapeli, czy bardziej „tworze” – Imperial Triumphant nie miałem dotąd bladego pojęcia. Gdzieś obiła mi się nazwa o uszy, ale nie zaprzątałem sobie nią głowy, aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spadł na mnie ich trzeci album „Vile Luxury” i zrobił mi wielkie KUKU. Dosłownie! Bo takiego natężenia dźwięków w swej najbardziej ohydnej formie dawno nie słyszałem. Po wysłuchaniu całości musiałem zrobić sobie krótki spacer i zaczerpnąć świeżego powietrza, bo duchota jaka bije z tego albumu przybiła mnie do krzyża.
„Swarming Opurlence” rozpoczynający album nie wróży niczego dobrego. Obłąkane dęciaki tu i ówdzie złowrogo porykują, by po chwili zderzyć się z atomowym podmuchem. Całości dopełnia jakiś bliżej nieokreślony wyziew, który nie przypomina ludzkiego głosu. Wszystko odegrane w iście piekielnym tempie. Kurwa, ale jazda! A to dopiero początek. Co będzie dalej? Boję się aż tak daleko wybiegać w przyszłość. „Lower World” rozszczepia atom na miliony cząstek, ledwo ogarniam ten chaos. Panowie litości!
„Chernobyl Blues”, który jest wyryczany (raczej wyrzygany) po rosyjsku zniszczył mój system koordynacji słuchowej, ale totalna anihilacja następuje dopiero w drugiej części utworu. Coś czuję, ze epicentrum wybuchu jest już bardzo blisko -„Cosmopolis”, po którym pozostają już tylko zgliszcza (ten fortepian mnie sponiewierał). „Mother Machine”, The Filth” i „Luxury in Death” dopełniają procesu gnilnego moich narządów słuchu. Koniec – wysiadam z tej kapsuły chaosu!!!
Podsumowując – na płycie znajduje się sporo ciekawych rozwiązań, które wymagają od słuchacza większego skupienia. Nie będę rozbierał całości na czynniki pierwsze i dogłębnie analizował, co muzykom leży na śledzionie. Płyta do wielokrotnego odsłuchu i najlepiej na słuchawkach, by w pełni poczuć na własnej skórze tą przerażającą atmosferę. Zatwardziali death metalowcy raczej nie przełkną tej olbrzymiej piguły, ale warto spróbować.
Ja uwielbiam takie dźwięki, gdzie geniusz napotyka na swej drodze szaleńca i postanawiają razem wędrować krętą ścieżką pełną mrocznych zakamarków. Czyżby kolejna płyta roku? Która to już z kolei bo się pogubiłem… 🙂
Bylam wczoraj na ich koncercie w klubie ZPT w Krk.Rozkurwili wszystko. Takiej ekstazy jakiej doznalam nie pamietam od koncertu Samaela czy Bathoushki. Niestety nie udalo mi sie kupic plyty bo panowie wszystko wyprzedali, mam „tylko” ich autografy. Wyglądają na miłych i grzecznych chłopców, którzy przygarną kotka, czy przeprowadza staruszkę przez ulice,a sa demonami na scenie. Te złote maski kojarzą mi sie z kultem złotego cielca, pogaństwem, kosmiczna siła i złem. Dla mnie to światowa liga szatańskiego napierdalania.
Kurde zazdroszczę Ci tego koncertu. Ale na pewno się wybiorę jak gdzieś będą w pobliżu.
P.S. Ale za to płytę mam 🙂