Zostawmy na jakiś czas jesienne dźwięki, porzućmy melancholijny nastrój i muzyczne depresje. Proponuję na dłuższą chwilkę przenieść sie do Kanady, gdzie od 1989 r hałasuje i komponuje Gorguts. Jeśli są osoby zainteresowane to zapraszam do zapoznania się z krótką historią tych matematycznych wizjonerów z klonowym liściem w tle. Dodam tylko, że słowo „matematyka” będzie dość często pojawiać w tym artykule, więc wybaczcie te (celowe) nadużycie.
Gorguts nigdy nie zyskał większego uznania wśród ortodoksyjnych fanów Death Metalu, ale dla ludzi z otwartymi umysłami i szukających głębszych doznań stał się bandem prawie kultowym. Pierwsze dokonania grupy („Considered Dead” z 1991 r) nie wnosiły niczego odkrywczego do „śmierć metalu” i też nie przyniosły grupie większego rozgłosu. Natomiast zarodek już wtedy został zasiany.
W większych lub mniejszych odstępach czasu ukazywały się kolejne wydawnictwa zespołu. Gorguts z płyty na płytę dojrzewał jak ser na półce. Zaczęły się kombinacje z połamanymi rytmikami i nieszablonowymi zagrywkami. I już jest ciekawiej! W 1998r wychodzi „Obscura”, płyta przełomowa w ich karierze. Przepych kompozycyjny, zagęszczone i pokręcone riffy, perkusyjne miszmasze i to wszystko podane w zjadliwej formie. Normalnie obiad z 10 dań i nie jest to jakaś deathowa mamałyga, od której zaraz dostaniemy niestrawności. Wszystko na tym albumie smakuje wyśmienicie, idealnie się komponuje i uzupełnia. To taka „śmiercionośna symbioza”. Luc Lemay pokazał wszystkim co to znaczy matematyka kwantowa Death Metalu.
W 2013 r wypuszczają kolejną deathową łamigłówkę „Colored Sands” – jak dla mnie to szczytowe osiągnięcie Kanadyjczyków. Lemay użył swojego szóstego zmysłu, zmysłu kompozytorskiego. Warto też zauważyć, że ze składu, który nagrywał poprzednią płytę nie ostał się nikt. Wnioski nasuwają się same, że głównym mózgiem i geniuszem w jednej osobie jest Luc Lemay.
Powiem jedno: jest co podziwiać, bardzo złożone struktury utworów, mnogość zmian jakie następują po sobie, blasty przeplatające się z jazzowymi zagrywkami… uff. Psychodelia, matematyczne rebusy, przeraźliwe growle to tylko kawałek góry lodowej, za którą kryje się monstrum GORGUTS. Żeby docenić i uchwycić wszystkie smaczki trzeba kilkakrotnie podejść do tej płyty i dokładnie przeanalizować (proponuje słuchawki). W połowie płyty pojawia się krótki przerywnik „The battle of Chamdo” grany na smyczkach. Jak to pięknie brzmi! No i jest chwila wytchnienia od matematycznych zmagań 😉
Lemay jest wielki!!! Ciekaw jestem, jak to wszystko zabrzmi na żywo. Myślę, że byłaby to wielka uczta dla uszu i nie tylko. Ja ze swojej strony zachęcam do zapoznania się z kanadyjskimi matematykami śmierć metalu. Zespół o nieprzeciętnych możliwościach i dla ludzi lubiących poznawać zagadki „muzycznej matematyki kwantowej”.
foto: metal-archives.com