Japonia to wyjątkowo egzotyczny kraj. Myślę, że pod względem kulturowym nie ma takiego drugiego na naszym globie. Japończycy są tak daleko od europejskich utartych kanonów społecznych, że czasami trudno mi ich zrozumieć, ich długa izolacja od świata stworzyła zupełnie odmienny tygiel obyczajowy. W sztuce i kulturze nie jest wcale inaczej.
Jeśli chodzi o muzyczne fascynacje, które to czerpią garściami z kultury ludowej, też jest dość ekscentrycznie. W ich muzyce nie istnieją żadne ograniczenia. Japońska scena nie jest nadzwyczaj urodzajna, ale dzieje się na niej sporo i aż żal człowieka ściska, że tak mało dociera do Europy. Zapewne słyszeliście o bardzo zaangażowanych i oddanych japońskich fanach. Niejeden zespół marzy o nagraniu koncertówki w tym kraju, no i na japońskich wydaniach płyt zawsze jest dorzucone coś extra. To właśnie Japonia… Tyle tytułem wstępu.
Dziś chciałbym przedstawić dość nietypowy zespół, który to łączy ze sobą różne gatunki muzyczne, a konkretnie jest to fuzja progresywnego rocka z ekstremalnym metalem, polana japońskim sosem, który czasami może przyprawić o niestrawności 😉 Ale nie myślcie zaraz, że to nie jest zjadliwe. Wiem, nie każdy lubi sushi, a muzyka Gonin-Ish czasami przypomina mi tą ciekawa i zdrowa potrawę. Zespół istnieje od 1996 r i nagrali do tej pory dwa albumy. Zastanawiam się jakby tu w kilku słowach nakreślić to, co tworzy Gonin-Ish, a muszę przyznać, że nie łatwe to zadanie. Słucham ich płyt już któryś raz kolei i nie wiem, z której strony to ugryźć… O mam!!! Może zacznę od instrumentalistów.
Jeśli chodzi o sekcje, to mamy tutaj sporo połamanych i krętych ścieżek. Ciężko o jakieś konkretne rytmy, co chwila zmiana tempa, do tego dochodzi dość ciężko brzmiąca gitara, która popełnia prawie że deathowe zagrywki. Dość istotnym i ciekawie zaaranżowanym instrumentem jest tutaj fortepian, który to wyeksponowany jest na pierwszy plan i obok charyzmatycznej wokalistki wiedzie prym w rozbudowanych kompozycjach. Wracając do linii wokalnych – mamy tutaj dość szeroki wachlarz możliwości pani Anoji Matsuoka – zaczynając od spokojnych operowych zaśpiewów, a kończąc na wrzaskach i growlingu.
Muzyka Gonin-Ish jest bardzo zróżnicowana. Niech nikogo nie zwiedzie spokojna partia fortepianu, bo zaraz potem następuje istne tornado i zmasowany atak ściany gitar. Czasami można odetchnąć od matematycznej łamigłówki i robi się nastrojowo i miło, ale głównie zespół stawia na eksperymenty. Powiem tak, że nie każdemu podejdzie taka muza za pierwszym podejściem i przyznam się, że ja też nie łyknąłem od razu tej mikstury. Po kilkukrotnym odsłuchaniu zacząłem kumać co Japońce chcą przekazać całemu światu, swoją odmienność i to właśnie ta inność wyróżnia ich na tle całego muzycznego show biznesu. Jest oryginalnie, jest nieprzewidywalnie, jest bajecznie.
Polecam ludziom o otwartych umysłach, na pewno odkryjecie w muzyce Gonin-Ish coś interesującego. Ja znalazłem 🙂
foto: Encyklopedia Metalu metal-archives.com