Przyznam się, że nie znałem dotąd tego zespołu. Bdb koleżka polecił mi ostatni album Fit For An Autopsy i od razu wpadłem w zachwyt.
Dawno nie słyszałem płyty, która zawiera tak skondensowaną energię, że aż kapcie spadają! Po wysłuchaniu całości czułem się jakby stutonowy walec przejechał po mnie. Te dziewięć kawałków to istny koncentrat jadu o masowej sile rażenia. Równie skondensowanych dźwięków dawno moje uszy nie przerabiały. Brzmienie gniecie po całości (trzech gitarzystów – to musi jednak gnieść), bas dudni jak sto tysięcy młotów pneumatycznych, a wokal nie szczędzi gardła (Joe Bodolato zna się na rzeczy).
Zespół powstał w 2008 r w Jersey City i do tej pory nagrał cztery albumy. „The Great Collapse” jest pierwszym albumem, jaki dane mi było słyszeć i od razu padłem do ich stóp. Nie jestem zagorzałym fanem deathcora, ale jest kilka kapel, które mnie „ruszają”. Panowie troszkę przemycili patentów znanych chociażby z płyt Gojira, ale to tylko małe akcenty, które nadają odpowiedni smak całości.
Generalnie jest wolno, wręcz marszowo, ale potrafią też konkretnie przyjebać z partyzanta. Lubię jak kapela przemyca do swojej muzyki „militarne” bity, jak nie idzie na łatwiznę i kombinuje łamiąc wszelkie stereotypy („Terraform”, „Hydra”). Płyta wchodzi gładko i za każdym odsłuchem paluch samoczynnie wędruje znowu na przycisk PLAY. To jedna z ciekawszych płyt, jakie ukazały się w tym roku, a kawałki takie jak „Iron Moon” czy „Heads Will Hang” po prostu dewastują.