DVNE to dość młody zespół z Edynburga (Szkocja), który powstał w 2015 r i w swoim dorobku ma kilka epek oraz dwa duże albumy. W sumie to wcześniej nawet o uszy mi się nie obiła ta nazwa, aż tu nagle wpada mi w łapska drugi album „Etemen Ænka”. Lubię tego typu niespodzianki, kiedy całkiem nieznany mi zespół nagrywa taką płytę, że już przy pierwszym odsłuchu wyrywa mnie z kapci.
Generalnie – nie mam pojęcia jaką metkę tutaj przyłatać, ale chyba nie o to chodzi. Ostatnio bardzo popularny jest przedrostek POST-, ale wydaje mi się, że po wielokrotnym użyciu nieco wyblakł w praniu 🙂 Poza tym „post” zostawię katolikom, którzy obchodzą go jakoś tak przy piątku i są bardziej wtajemniczeni 🙂
Wracając do głównego wątku – czyli muzyki – to dzieje się dość sporo i to na różnych płaszczyznach. Począwszy od zróżnicowanych linii wokalnych, a skończywszy na pokręconych aranżach. Słychać inspiracje (stare wygi mogą poczuć się zagrożone), ale na całe szczęście nie jest to klisza. DVNE podąża własną ścieżką, która już kiedyś została wydeptana, ale z biegiem czasu zarosła. Kapela postanowiła odświeżyć nieco skostniałe rockowo/metalowe poletko i wpuściła do swoich kompozycji sporo świeżego powietrza. Na tej płycie zaimponowali mi wokaliści/gitarzyści, którzy popełnili bardzo ciekawe i kontrastowe wokalizy. Zapewne nikt nie będzie przy nich ziewał i marudził „że już to było”.
Jak dla mnie DVNE to bardzo rockowe granie o wszechstronnych i wielowarstwowych walorach. Czuć, że pisanie muzyki przychodzi im bez trudu i większej napinki. Szkoci nie zamykają się w ciasnych pomieszczeniach – oni tworzą w przestworzach muzycznej ekwilibrystyki. Ich muzykę mogę porównać do szlachetnego trunku jakim jest whisky, która najpierw dojrzewała w beczkach nabierając szlachetnego aromatu, a po latach możemy delektować się jej złożonym smakiem.
„Etemen Ænka” to też emocje, ale żeby je poczuć – polecam osobiście sprawdzić. Płyta do wielorazowego użytku, bo nie wyobrażam sobie przesłuchać i zapomnieć. Więc słucham po raz kolejny i odkrywam nowe smaki. Smaki Szkocji.
Zajebisty album. Słyszę tu dużo różnych kapel ale zagrane po swojemu