Człowiek zrobił sobie kilka dni wolnego i nawarstwiło się roboty 🙂 Nie żebym narzekał i marudził, bo dobrej nuty nigdy dość, ale ostatnio coś nie ciągnie mnie do ekstremalnej muzyki. Chyba starość puka do mych drzwi??? Tak więc trochę odpoczynku od metalu i jego okolic jest wskazane. Tylko, że niestety nie tym razem, bo dziś znów będzie głośno 🙂
W natłoku nowości płytowych, które wiosenną porą wykluwały się jak żółwie z jajek na plaży, w szczególności ucieszyła mnie jedna pozycja – Dordeduh „HAR”. Rumuńscy folk/black metalowcy po dziewięciu latach powrócili i tym samym zrobili mi ogromną niespodziankę. W sumie to trochę już nawet zapomniałem o ich istnieniu 🙂 Po pierwszym odsłuchu przekonałem się, że warto było czekać.
Spoglądając na okładkę przeczuwałem, że płyta będzie różnorodna i wielowarstwowa. No i nie myliłem się zbytnio, bo jest na bogato. Słychać inspiracje bałkańskim folkiem, ale nie tylko. Drapieżne i brutalne partie przeplatane są spokojniejszymi. Na pewno jest metalowo, a momentami nawet black metalowo. Brzmienie jest czyste i klarowne, słychać i czuć każdy instrument. Teksty oczywiście śpiewane są w ojczystym języku, których kompletnie nie rozumiem, ale mało mnie to wzrusza.
Na płycie znalazło się osiem kompozycji, które łącznie trwają niespełna godzinę, ale ta godzina dla mnie mogła by trwać dobę. Dordeduh potrafi stworzyć głęboki, wręcz melancholijny klimat, by za chwilę przeistoczyć się w dziką bestię pędzącą przed siebie bez opamiętania i rozwalającą wszystko w drobny mak („În vieliștea uitării”). Płyta pełna kontrastów i niespodzianek, bo weźmy taki „Descânt”, który zaczyna się bardzo rockowo, by z czasem przenieść słuchacza w inny wymiar (taki, że sam Devin Townsend byłby dumny 🙂 ). Kapitalna sprawa!!!
Album pod kątem wokaliz też się świetnie broni. Dostajemy tutaj pełną paletę barw począwszy od szarych, szorstkich skrzeków, a skończywszy na głębokim i czystym wokalu. Po pierwszym odsłuchu poczułem wielki niedosyt, więc poszło kolejny raz i kolejny, aż się w pełni nasyciłem. Dawno nie miałem przyjemności obcowania z tak wielobarwnym materiałem. Dordeduh wprowadził mnie w taki nastrój, że aż poczułem niespotykany dotąd spokój. Mój mózg zarejestrował zmienne stany świadomości i tym samym przez niewidzialny portal przeniósł mnie na wyższy poziom odczuwania. Brzmi to dość dziwacznie, ale chyba odkryłem niezbadany rodzaj ekstazy muzycznej („De Neam Vergur”).
Ostatnio tak się czułem słuchając węgierskiego THY CATAFALQUE „Naiv”. Kapele z tych rejonów Europy mają w sobie chyba jakąś magię 🙂 No i ten język!!!
Jestem pod wielkim wrażeniem, no i oczywiście zachęcam do zapoznania się z zawartością „Har”.
Świetna płyta, jak dla mnie album ro(c)ku 2021! W zasadzie, jeśli chodzi o ten rodzaj muzyki, to już dawno (chyba od czasu płyt Opeth takich jak „Still Life” czy „Blackwater Park” ?) nie pojawiło coś tak fantastycznego i robiącego tak piorunujące wrażenie.
Tak jak piszesz bdb płyta, dawno mną tak nie ruszyło, jeśli chodzi o takie dźwięki. Ale czy płyta roku? Było dużo dobrego w 2021.