Młodzi i energetyczni Duńczycy powracają ze swoim trzecim albumem „Necro Sapiens”. Już na poprzednim wydawnictwie „Venenum” pokazali światu, że pomimo krótkiego stażu – potrafią w dogorywającego trupa tchnąć nowe życie. Na najnowszym albumie znalazło się dziesięć kompozycji, które mieszczą się w trzech kwadransach i to jest idealny czas trwania płyty (bynajmniej nie zmęczyła mnie). Mimo znajomych dźwięków i sprawdzonych patentów „Necro Sapiens” brzmi dość świeżo. Jasne, że nie wszyscy taką kliszę kupią, ale dla mnie czas spędzony przy tych dźwiękach upłynął radośnie.
Nie od dziś wiadomo, że w muzyce ekstremalnej wszystko zostało zagrane, przemielone i wyplute tysiące razy, ale tutaj jest to podane w lekkostrawnej, wręcz „rozrywkowej” formie i aż zapomina się o tym, co było kiedyś. Podoba mi się bardzo wyraźny i głęboki growl Simona Olsena, który delikatnie kojarzy mi się z manierą wokalną Mr Vincenta. Nawet laik zrozumie, co wokaliście leży na śledzionie 🙂 A wracając do muzyki, to panowie czerpią garściami z europejskiego (głównie Szwecja) i amerykańskiego death metalu. Wszystko zapodane raczej w wolnych i średnich tempach, i niech tak lepiej pozostanie, bo granice prędkości zostały już dawno wyznaczone przez innych sprinterów.
Reasumując: Baest korzystając ze sprawdzonych środków przekazu i odpowiednio je dozując, nagrał bardzo przystępną płytę. Bez zbędnego pitolenia i fajerwerków spowodował, że death metal po raz kolejny ożył. Jak dla mnie bardzo dobra płyta, która do gatunku może i nic nowego nie wnosi, ale nie o to tu chodzi.
Przyjemnie się tego słucha i taki metal śmierci doprawdy uwielbiam.