Temat „co by tu posłuchać?” powraca jak bumerang, ale dziś sam wybierałem. Od jakiegoś czasu stałem się strasznie wybredny, jeśli chodzi o muzykę, ale to pewnie z racji mojego wieku 😉 Szukam czegoś, ale konkretnie ciężko mi zdefiniować, co tak naprawdę w danej chwili mnie zachwyci. Ale dobra, te i inne tematy zostawię na lepsze czasy, a dziś trochę pokręcę nosem.
Bardzo liczyłem na nową płytę rodzimej ENTROPIA, ale krótko mówiąc – przeliczyłem się. Co prawda „Total” wyniósł zespół na wyższy poziom odczuwania, ale dla mnie jest chyba za wysoki. Nie wiem co jest na rzeczy, ale wgryzam się w ten album od premiery, czyli 17 marca i ni cholery, nie żre. Nie powiem: płyta spójna, dojrzała i wymagająca od słuchacza totalnego skupienia, gitarowo wręcz mistrzowska, ale brakuje mi tutaj czegoś. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie, czego? Transu, który był wspaniale wyeksponowany na „Vacuum”? Nie wiem i chyba tak pozostanie. Za każdym razem, kiedy do niej wracam, to po kwadransie zaczynam odczuwać znużenie, ogarnia mnie niemoc i przez resztę płyty brnę jak przez bagno.
Głos na „Total” jest dawkowany w aptekarskich frakcjach, ale tutaj ma to swoje plusy. A może to jest atut tej płyty? Na dzień dzisiejszy nie chce mi się już wracać do „Total”, dawać jej kolejną szansę i znów mieć nadzieję, że może coś zaskoczy. Niestety raczej nigdy to nie nastąpi, no ale… nigdy nie mów nigdy.
A całkiem zmieniając klimat – lądujemy w Bułgarii, gdzie od kilku lat działa i tworzy zespół ODDPLAY. Jeśli mnie pamięć nie myli, to nie znam żadnej kapeli z tego kraju. … A przepraszam, już znam! 😉 ODDPLAY pochodzi z miejscowości Varna i ma na swoim koncie sześć albumów: „Wonderland” (2020),„Urban Shades” (2020), „Soundscape” (2020), „Bluff” (2021), „Heritage” (2021) i „Inherited”. Ostatni album wydała młoda stażem wytwórnia Heritage Harmony Records z USA, od której dostałem notkę promocyjną. I cóż, raczę się tym „dziedzictwem” od kilku dni, a przy okazji czyszczę umysł. Muzyka zawarta na tym albumie idealnie się do tego nadaje, a szczególnie finisz („Fourth Dimension” – normalnie skóra zdjęta z Kyuss).
Muzycznie jest dość barwnie i wielowymiarowo. Psychodeliczny rock z folkowymi akcentami przeplata się z szorstkim gitarowym brzmieniem nadając całości organicznego wydźwięku. Całość skąpana w naturalnym środowisku bułgarskich pieśni ludowych (Jasmina Dimitrova robi robotę). Nigdy nie byłem fanem ludowych akcentów, ale tutaj w połączeniu z regionalnym dziedzictwem zachwyca i zaskakuje. No cóż – muszę przyznać, że bardzo przyjemnie spędziłem czasy przy „Inherited”, więc grzechem było by nie polecić tej płyty.