O zespole ENNORATH z Krakowa już kiedyś pisałem przy okazji wydania singla „Fratricidal”, który był zapowiedzią drugiego albumu: „The Virtuous Villainy”. Jakiś czas temu dostałem od zespołu album i po dogłębnym osłuchaniu się z nim – mogę coś więcej napisać. Na płycie znalazło się jedenaście autorskich kompozycji zapakowanych w szeroko pojęte ramy metalu ekstremalnego.
Ale może zacznę od początku, czyli od produkcji. Płyta naprawdę BRZMI!!! A brzmi tłusto i solidnie, wyprodukowana jest na światowym poziomie, więc nie ma powodu do wstydu. Wszystko dopieszczone i wymuskane do ostatniego taktu, więc w tym temacie nie mam pytań.
Lecimy dalej – czyli kompozycje, w których dość znaczącą rolę odgrywają chłodne, industrialne sample. Generalnie całość kręci się wokół technicznego, groove death metalu, jakby to nie brzmiało. W pamięci zapadł mi głos wokalistki, która bardzo sprawnie operuje growlem i wrzaskiem, a czasami zdarza się i usłyszeć jej czysty wokal. Doceniam wszechstronność Aśki i chylę czoła, bo ma kobieta parę w piersiach (w znaczeniu, że płucach oczywiście) 🙂
Przy słuchaniu płyty wielokrotnie nasuwają mi się pewne skojarzenia z różnymi kapelami, którymi inspiruje się ENNORATH. Celowo nie przytoczę konkretnych nazw, ale wytrawni koneserzy na pewno wychwycą je w mig. Co jeszcze zwróciło moją uwagę? Perfekcyjna sekcja, która precyzyjnie niczym chirurgiczny skalpel kroi na plasterki potencjalnego słuchacza.
Co na zakończenie mogę dodać? Słucham tej płyty któryś raz z kolei i mnie nie znużyła. Dzieje się tutaj sporo, nie brakuje smaczków i detali, które nie tak łatwo wychwycić za pierwszym razem. Wyróżniać specjalnie nie mam czego, bo materiał brzmi bardzo spójnie i posiada odpowiednią dynamikę. Oczywiście są kontrasty, ale o to chyba chodziło.
Gratuluję udanej płyty i mam nadzieję kiedyś sprawdzić materiał z „The Virtuous Villainy” na żywo.