Podchodziłem do napisania o HAIKU FUNERAL jak pies do jeża. Dziś w końcu nastała odpowiednia pora (godz.23.58), więc czas rozpocząć rytuał. Kadzidła i świece odpalone, więc zaczynam.
Muzyka tego duetu swego czasu wprowadziła mnie w pewien stan hipnozy i długo nie mogłem się z niej wybudzić. Ale na początek, tytułem krótkiego wstępu: co, gdzie i kiedy. Mamy Halloween 2008 roku, Marsylia. Panowie Dimitar Dimitrov z Bułgarii i William Kopecky z USA postanowili razem pomuzykować i stworzyli projekt HAIKU FUNERAL. Efektem tej współpracy był debiutancki materiał „Assassination in the Hashis Cathedral” (Hikikomori Records 2009r). W sumie panowie popełnili wspólnie sześć wydawnictw, a moja przygoda z ich twórczością zaczęła się od „Nightmare Painting” (Aesthetic Death Records 2012 r). Ale może nie będę się rozwodził nad ich dyskografią, natomiast skupię się na muzyce, bo o to głównie tu chodzi.
A muzyka, która wybrzmiewa z tych wydawnictw, to upiorny, psychodeliczny Dark Ambient o rytualnych zapędach. Nie sposób nie zauważyć nawiązań do muzyki post industrialej, mrocznej elektroniki czy szamańskich obrzędów. Apokalipsa i niepokój to kolejne słowa, które cisną mi się na usta. Ja bym to określił mianem soundtracku do jakiegoś satanistycznego rytuału. Ochrypłe i przerażające wokale to kolejny element, który budzi u odbiorcy lęki i obawy. Mam dreszcze od takich wokaliz. Muzyka Haiku Funeral przeraża i to właściwie jest jej głównym celem. A satanistyczna otoczka to tylko niewinny dodatek do całości. Mógłbym tak jeszcze bazgrolić w nieskończoność, ale myślę, że nie ma to najmniejszego sensu, więc grzecznie odsyłam do ich wydawnictw, żebyście mogli poczuć ten dreszczyk emocji na własnej skórze.
Ze swojej strony mogę polecić „If God is a Drug” z 2010 r, gdzie dzieją się rzeczy przerażające. A słuchając tego na słuchawkach odnosi się wrażenie, jakby ktoś za nami stał i dyszał do ucha. UWAGA! Te chorobliwe majaki powodują halucynacje!