Wskazane jest od czasu do czasu wrzucić na luz i odreagować od szarej rzeczywistości, która ostatnio optymizmem nie napawa. Ja raz na ruski rok robię sobie taki reset mózgownicy, bo inaczej bym zwariował. Niestety dziś będzie na poważnie i wyłożę herbatę na ławę. Przedstawię najprawdziwszą prawdę, która może zaboleć. Długo się nad tym zastanawiałem, czy ujawniać temat szerszej publiczności czy nie. Biłem się z myślami co noc, miałem senne koszmary, a demony nie odpuszczały. W końcu stwierdziłem – niech się dzieje co chce, mam to po prostu we du-pie 🙂
Jak powiadają starzy Indianie: pierwszy milion trzeba ukraść i tu nie mieli racji, bo można go szybko zarobić. A jak? To dziecinnie proste – na wydawaniu płyt byłego zespołu 😉 Jak wszem i wobec wiadomo, kiedyś udzielałem się w pewnej kapeli, ale niestety (albo i stety) dałem sobie spokój z grajkowaniem. Wydaliśmy wspólnie parę materiałów, zagraliśmy kilka koncertów, a po ostatniej Epce los chciał, że nasze drogi się rozeszły. Epka niestety nie sprzedawała się z byt dobrze, więc do interesu trzeba było dołożyć z własnej kieszeni. A jak wiecie drodzy państwo – kieszenie i portfele muzyków głównie bywają puste. Minęły lata, wlaliśmy w gardła spore ilości piwska, no i nakład się wyprzedał (a raczej rozdał).
I nagle przyszło zapytanie z Republiki Kiribati, czy można jeszcze zakupić epkę, bo tam nie dotarła, a okładka bardzo spodobała się lokalnemu wodzowi plemienia (później okazało się, że wódz buduje kotłownie i chciałby skorzystać z projektu, który jest na okładce). Hmm… Wyguglałem zaraz czy aby takie państwo naprawdę istnieje (a istnieje) i zacząłem drapać się po łysinie. Może by tak zrobić kilka kopii na sell i podreperować rodzinny budżet? Jakieś zaskórniaki mam, dzieciaki mają świnki skarbonki, więc czemu nie. No i poszło. Zrobiłem 100 sztuk, a nuż kierkawka ktoś się jeszcze skusi 🙂
Wieść gruchnęła po okolicy i zaraz po tym przyszło zamówienie z Królestwa Suazi i Tuwalu. I to nie były małe zamówienia, bo każdy z nich łyknął po 1000 kopii. Długo nie trzeba było czekać na kolejne (Rosja 50 tys., Australia 100 tys.).Towarzysze zza Buga zażyczyli sobie specjalne wydanie w matrioszkach z kawiorem. Po udanym dilu prezydent Rosji Władek RasPutin nadał mi tytuł Cara i odznaczył tuzinem orderów „zasłużony towarzysz dla wielkiej Rossiji” 🙂
I tak powolutku machina biznesu zaczęła się rozkręcać.
Tłocznie ledwo dawały radę. I w tym momencie obudził się we mnie pomysłowy Dobromir – a może wersja winylowa? I to był strzał w 11. Zaczęły spływać zamówienia jak woda po kaczce i to głównie z Azji i Afryki. Chińczycy wzięli 1 MILION KOPII!!! Wyobrażacie to sobie: ŁAN MILION KOPY!!. To jakaś masakra była 😉 A z Chin już blisko do Japonii, a te świry mają joba na punkcie wydań i zażyczyli sobie jakiś bonus. Kurwa mać, skąd im do diabła wytrzasnę bonusa? Ale nie ma rzeczy niemożliwych, odkurzyłem stare nagrania z prób po pijaku i bonus był jak malowany (raczej wyrzygany). Japońce od razu wykupili cały nakład i cztery dodruki (3 wersje CD, 14 wersji na kolorowych vinylach, w tym ich ulubiony shit brown splatter i 4 wersje kasetowe).
Jak o całej sprawie dowiedzieli się Szejkowie Arabscy, to od razu przedstawili sprawę na ostrzu noża:
– Dla nas musisz zrobić coś extra i przebić kitajców, a złota i ropy nie zabraknie Ci do końca życia. No i wdepnąłem w gówno po uszy. Zaczęło się grzebanie w prehistorii. Postanowiłem zrobić specjalnego boxa, w którego skład weszły pierwsze demówki, niepublikowane nagrania z koncertów na VHS, pełny zapis występu w programie IDOL puszczony od tyłu oraz krótkie filmiki z 1 komunii (nie)świętej i chrztu. Udało mi się nawet dotrzeć do biografii zespołu, którą od ponad 20 lat pisze Prezes. Cały zestaw zapakowałem w złote pudło o kształcie szybu naftowego i wypuściłem w ścisłym limicie 667 tys. kopii. Sprzedałem to w ciągu 6 minut. To się nazywa biznes!!!
Od tego czasu jedną ze ścian sypialni Szejka Muchamada Sindbada zdobi obraz z moim portretem obity w platynowe ramy.
Interes kręcił się jak ta lala, więc kasa zaczęła spływać do kiesy byłego muzykanta strumieniami. Zarobione pieniążki zacząłem inwestować w nieruchomości (wykupiłem min. wystawione na przetarg upadłe parafie wraz z całym dobytkiem oraz ośrodki Spa dla hipopotamów na Wyspach Owczych). W Szkocji po lockdownie ich destylarnie zaczęły bankrutować, więc lekkim dydkiem wydałem kaskę na te największe, czyli Glenlivet i Glenmorangie. Zaraz po zakupie oczywiście zmieniłem nazwy, co by się źle nie kojarzyły (Bąklivet i Boonkmorangie 🙂 ). Z nudów kupiłem Morze Martwe i postanowiłem je odsolić. Po dwóch latach mozolnej pracy cel zrealizowałem. Morze Martwe zostało odsolone, a pozyskaną sól sprzedałem drogowcom i może w końcu zima ich nie zaskoczy. A Morze Martwe od tej pory jest nazywane Morzem ŻYWYM no i w końcu można się w nim utopić 🙂 Inwestowałem w co się da (ci co mnie znają wiedzą w co).
Z czasem kasy było już tak dużo, że nie wiedziałem co kupować i w co inwestować więc postanowiłem zwiedzić KOSMOS (bo kulę ziemską już trzy razy objechałem). Więc postanowiłem wybrać się na Saturna, gdzie ludzka stopa jeszcze nie stanęła. I pisząc ten artykuł właśnie ląduję na Saturnie.
Ale co jest??? Kto śmie mnie walić w łeb, kiedy właśnie nadejszła ta wiekopomna chwila?!
- Wstawaj dziadu, bo się do pracy spóźnisz – drze się żona, waląc mnie poduchą w łeb. Ojej, więc to wszystko mi się śniło? O NIEEEEE !!!
- Co tam Ci się śniło? Pewnie, że z kranu w kuchni leci whisky, a z Kamczatki płynie ogromny lodołamacz po brzegi wypełniony płytami dla Ciebie, które nie wiem gdzie pomieścisz 😀
- Nie. Ale i tak było pięknie 😉
Na koniec już króciutko życzę sobie i kapeli oczywiście oby ten sen się kiedyś spełnił 🙂
Z ostatniej chwili: Chodzą słuchy na dzielni, że dwóch kolesi zwąchało się i stworzyli nowy projekt. Podobno wcześniej rzępolili w HOSPICIUM, ale wszystko jest owiane wielką tajemnicą. Jak zwykle mój wścibski nos wywąchał co to za typy i pod jakim sklepem piją bimber.
A więc projekt zwie się BENIRRA i tworzą go kolesie o zakapiorskich ksywach Big Ben-drums i Bear Ira(S)-bass. Ponoć o kontrakt płytowy z BENIRRA biją się najwięksi gracze przemysłu ciężkiego czyli Nuklear Chwast Rekordz i Mjetal Srajd Prodakszyn. Co do płyty to jak na razie cicho sza, ale babcie na targu szeptają, że sam Dan Kolano ze Szwecji zaproponował im nagrania w swoim studio i błagał, żeby się zgodzili. Więc coś jest na rzeczy. Więcej faktów niebawem!
Super 😉