I znowu dawno nie byłem w Irlandii, więc czas to zmienić. Dziś dość młoda whiskey, o mrocznej nazwie: „The Dead Rabbit”. Nazwa tego trunku pochodzi od irlandzkiego gangu, który działał w latach 80-tych XIX wieku. Whiskey jest produkowana w destylarniach na terenie Irlandii, ale nazwy niestety nie chcą ujawnić. Dead Rabbit jest leżakowany 5 lat w beczkach po burbonie, a finiszuje w małych beczkach z amerykańskiego dębu przez kolejnych kilka miesięcy.

I jak to z Irlandzkimi trunkami u mnie bywa – i tym razem jestem zadowolony. Bo w aromacie wyczuwam wanilię, miód i nuty dębu. W smaku jest słodka, łagodna wręcz kremowa i aksamitna. Do tego szczypta cynamonu i cappuccino, które posypane jest prażonymi orzeszkami. Na finiszu, który jest dość długaśny: karmel, jabłka i dębina.

Dead Rabbit jest kolejną whiskey, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Po pierwsze: pomimo sporej zawartości alko (44%), w ogóle go nie czuć. Po drugie: ten delikatny i subtelny smak, który nie jest zabrudzony żadnym dymem czy posmakiem szmaty do podłogi (a zdarzały mi się takie destylaty). Po prostu jest idealna, by się nią delektować przez długie jesienno-zimowe wieczory.

POLECAM!!!