MINDFAK to dość młoda ekipa z Żagania, parająca się szeroko pojętym metalem. Wpadła mi w łapska ich debiutancka płyta „Wierutny”, więc postanowiłem co nieco o niej napisać.
Album zawiera dziewięć kompozycji w klimacie Thrash/groove metalu. Co się od razu rzuca na uszy – to zawodowa produkcja i sterylne wymuskane brzmienie (ja bym delikatnie przykrył to warstwą brudu). Pierwsze cztery utwory to thrashowe pazury utrzymane w jednym tempie i trochę mnie to zmęczyło, no bo ile można przybijać gwoździe do trumny 😉
„Latarnik” zaczyna się ciekawym riffem i w sumie utwór nieźle kopie, ale czegoś mi w nim brakuje. „Świt ciemności” ma fajne rwane tempo, ale utwór w całości nie porywa… ale zaraz, zaraz, bo na koniec niespodziewajka i wjeżdża buldożer z napisem MACHINE HEAD i robi rozpierdol. „Flauta” to krótki przerywnik na złapanie oddechu i jedziemy dalej. „Scheda” od samego początku wali po nerach i to jest to! Od tego kawałka powinna zaczynać się płyta. Kurwa, tego mi brakowało, zwykłego, prostego PRZYJEBANIA! „Będziemy Straszyć” ruszył mnie od pierwszych taktów, jest moc! W końcu MINDFAK wchodzi na obroty, a nie tam jakieś macanie gołej baby rękawicami bokserskimi 😉 Niby dotykasz, a się nie podniecasz.
„Bagno” fajnie gniecie powolnym mocarnym riffem. No i ciekawy tekst, choć zazwyczaj nie bardzo leżą mi liryki w ojczystym języku (na przyszłość można coś pokombinować z angielskim). I na zakończenie instrumentalny „Kolor z Przestworzy”, czyli znów przybijamy gwoździe 🙂
Podsumowując: 'Wierutny” to dobry materiał i jak na debiut – to bardzo udany, więc warto trzymać rękę na pulsie.
Przy okazji recenzji zerknąłem na fanpejdż kapeli i na dniach wybierają się w trasę po naszym pięknym kraju, więc będzie okazja sprawdzić ten materiał na żywo.
Ja tam z całego serca życzę im wszystkiego dobrego. I taka mała rada na przyszłość – chłopaki więcej wkurwu, bo przydało by się od czasu do czasu przypierdolić i zmieszać słuchacza z błotem 🙂 Polecam nadstawić ucho na WHITECHAPEL, oni naprawdę potrafią.