Jak zwykle w ostatni dzień starego roku zaproponuję Wam kilka trunków, którymi można pożegnać mijający rok i przywitać nadchodzący.
I jak tradycja nakazuje (ta świecka oczywiście 🙂 ) zacznę od słabszych napitków, czyli mojego ulubionego jasnego z pianką.
Na przywitanie proponuję coś lżejszego, czyli Dżin Ipa z Browaru RedCaft. Piwo typu India Pale Ale, niepasteryzowane i niefiltrowane, o kolorze jasno-złotym, zmętnionym. W smaku na pierwszym planie cytrusy, a później nuty jałowca, sosny oraz słodowa słodycz. Dość spora goryczka, ale ogólnego całokształtu piwa nie zaburza. Piwo bardzo wyraziste, a ja takie uwielbiam i z całego serducha mogę polecić. Ekstr. 15%, alk. 5,8%.
Natomiast Geronimo z Browaru Faktoria to piwo w stylu Red Rye India Pale Ale z ładną gęstą pianą o ciemno-czerwonym kolorze. W zapachu znowu dominują cytrusy i żywica. W smaku można odnaleźć karmel, cytrusy, żyto oraz wyraźną gorycz, która trochę jednak zalega. Ekstr. 16,1%, alk. 6,7%.
Browar Pinta od dawna należy do moich ulubionych i tym razem nie zawiodłem się, bo Imperium Atakuje to mocne piwo w stylu Imperial India Pale Ale. Kolor ciemno-miedziany, ze skromną pianą, ale to w tym przypadku mało ważne. Smak i aromat (cytrusy rządzą) rekompensuje tą małą wadę i tak naprawdę jak dla mnie jest to prawie że idealna IPA. Alkohol ledwo wyczuwalny, a jest dość wysoki procent. Ewentualną poprawkę jaką bym naniósł, to odrobinę obniżyłbym gorycz i by było wręcz idealnie. Ekstr. 19,1%, alk. 7,8%.
Browar Raduga to browar kontraktowy i zna się na swoim rzemiośle, bo produkty spod rąk takich browarników jak Rafał Gawrys czy Andrzej Kiryziuk to piwowarska ekstraklasa w naszym kraju. Nie inaczej jest z Forbidden Planet (nazwa zaczerpnięta z amerykańskiego filmu science fiction z 1956 r Freda Wilcoxa) – to doskonała Imperialna IPA, którą charakteryzuje biały grapefruit i konkretna goryczka (115 IBU, ale ja nie wyczuwam aż tyle). W kolorze herbaciane, bardzo zmętnione i z niewielką pianką, która szybko opada. Jak dla mnie to bardzo pijalne piwo jak na zimową porę, więc polecam spróbować. Ekstr. 20%, alk. 8,4%.
I na zakończenie na tzw. dobicie niedopitków Doctor Brew wchodzi do akcji ze swoją potrójną IPA. Piwo z ogromną pianą, która dość długo zalegała na szklance i pięknym bursztynowym kolorze. W zapachu są cytrusy i kwiaty, a w smaku słodycz pomieszana z potężną goryczą… no i alkohol, który jednak czuć. Jak dla mnie po pierwsze – za ciężkie, po drugie – jak na IPA za mało cytrusowe (no i te pływające farfocle chyba po drożdżach – widok średni). Ogólnie myślę, że po trzech – czterech butelkach można odlecieć 🙂 Ekstr. 20%, alk. 8,9%.
Było o złotym trunku, to teraz przejdę do rudego 🙂
Od jakiegoś czasu testuję różne rodzaje whisky i po dłuższym czasie dochodzę do wniosku, że jednak irlandzkie najbardziej mi podchodzą (chociaż nie mówię, że szkockie są gorsze). Irlandzkie rude na pewno są delikatniejsze i jak ktoś zaczyna przygodę z tym trunkiem, to na pewno mu posmakują.
Zacznę może bardziej egzotycznie, bo Japonia mało mi się kojarzy z whisky, a jak się okazuje – produkuje całkiem wyśmienite trunki. Yamazakura to blended whisky wytwarzana przez Sasanokawa Shuzo Co., niewielką destylarnię, która produkuje whisky od 1946 roku. Najstarsze destylaty użyte do produkcji tej whisky mają nawet po 20 lat. Jak dla mnie jest to bardzo delikatna whisky o owocowym smaku, która na finiszu przechodzi w smak dymny, palony, ale delikatnie i na chwilę. Ogólnie nie jestem fanem dymionych destylatów, ale w przypadku tego trunku w ogóle mi ten posmak nie przeszkadza (moc oczywiście 40 %).
Na chwilę lecimy do Szkocji, by skosztować 12 letniej Aberfeldy Single Malt, która powstała w gorzelni Tommiego i Johna Dewarda. I tutaj mamy już towar z całkiem innej beczki, bo i aromat bardziej waniliowy, smak świeży cytrusowy z delikatną goryczką, a na finiszu dębina i korzenne przyprawy. Kurde fajnie się to pije, bo alkohol jest idealnie zakamuflowany, ale po kilku głębszych może być już być problem i teleportacja 🙂
A jeszcze lepiej wchodzi The Dublin Irish Whiskey Oak Devil, która pochodzi ze stajni Quintessential Brands. Dojrzewa w beczkach po burbonie i jest filtrowana na zimno. Po pierwszym łyku w ogóle nie czułem alkoholu tylko ciasteczkowy smak z pieprznym finiszem. No i coś w tym jest, bo w ciele pobrzmiewają echa wanilii, miodu i piernika. Na finale mleczna czekolada, chleb, no i pieprz. I powiem tak: taką whiskey mógłbym się delektować każdego dnia i jak na dzień dzisiejszy – najlepsza jaką kiedykolwiek piłem. Polecam z całego serducha. I na tych kilku trunkach zakończę dzisiejsze bazgrolenie 🙂
Życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku i co by głowa nie bolała za mocno po jego powitaniach!