Na świecie jest tylko jeden taki festiwal, a na imię mu Obscene Extreme. Odbywa się co roku w malowniczym i spokojnym czeskim miasteczku Trutnov, nieopodal granicy z Polską. Można by rzec, że jestem tam stałym bywalcem, bo moja przygoda z tym festem zaczęła się w 2004 roku i z małymi przerwami trwa do dziś.

 

Kilka dni temu odbyła się 19-sta edycja i jak zwykle ochów i achów nie było końca. To było tytułem wstępu, więc lecim tym grindem.

Impreza zaczęła się już w środę o 14:00 Freak festem – czyli przeróżne konkurencje niekoniecznie miłe dla ciała, ale już dla oka tak. Od godz. 20:00 zaczynał się koncert Evil Invaders, a po nich zaraz zagrały S.D.I. i kultowy Holy Moses. Ja wraz z kompanami doli i niedoli dotarłem dopiero w czwartek i moje Obscene Extreme zaczęło się od koncertu zakręconych Amerykanów z Full of Hell. Krótki, półgodzinny występ to spora dawka chaotycznego grindcore z noisowymi przerywnikami. Jak na rozgrzewkę to spory kop w policzek i o to chodziło.

Po nich Total Chaos, który odpuściłem, by uzupełnić płyny w organizmie. Następnie na scenie zamontowali się starzy wyjadacze z Brodequin i od razu dowalili do pieca tonę gruzu. Brutalny death metal ma się dobrze, a panowie z precyzją skalpela chirurgicznego ćwiartowali publikę zebraną pod sceną. Po brutalach z Krisiun (dla wtajemniczonych KRISTIUN 😉 ) wiadomo czego się spodziewać i tym razem nie było inaczej. Brazylijczycy potrafią grać death metal i z siłą tsunami dewastowali najlepiej jak umieli.

Obscene Extreme 2017

foto: Tomasz Koszewar

Ghoul – na nich czekałem chyba najbardziej i nie zawiodłem się. Panowie wyszli w zakrwawionych maskach na twarzach i rozpoczęła się maskarada. 45 minut solidnego thrash/grind/death metalu rozpalił mi duszę do czerwoności. No i jeszcze te maszkary biegające po scenie, bo jak nie cyber kosmita to jakiś pokrak na scenie się pałętał.

Ratos de Porao, czyli legenda crossover z Brazylii zagrali tak energetyczny koncert, że czapki z głów. Panowie już niezbyt młodzi, ale energii na scenie to niejeden młodzieniaszek może im pozazdrościć. Prawie godzinny show zadowolił nawet największego marudę pod słońcem. Po nich legenda hardcore z UK Discharge i powiem tak: może i to legenda, ale tak długi koncert po prostu nudził konia. Nie moja bajka i tyle. Po nich dłuższa techniczna przerwa i czas na S&M project show, czyli trochę golizny, trochę sado maso i oblewania sobie ciała dziwną cieczą. Na zakończenie tradycyjne podwieszania na hakach i dzień pierwszy dobiegł końca.

Dzień drugi zaczęliśmy dość późno, bo dopiero od koncertu fińskich death grindowców z Inferia, ale pierwsza połowa dnia też była pracowita. Zwiedziliśmy Trutnovski ryneczek, park smoka i górkę z pomnikiem, gdzie toczyło się decydujące starcie wojsk pruskich z austriackimi w bitwie o Trutnov (1866r). Inferia zagrała i tyle, i mimo opadów deszczu zabawa była przednia. Po nich polska maszynka do mielenia kości Meat Spreader, który dosłownie pozamiatał. Potem dłuższa przerwa na odpoczynek oraz konsumpcję i powrót dopiero na gig brazylijskiego Violator. Taki żywiołowy i energetyczny thrash to tylko w Ameryce Południowej się uprawia. No panowie wykonali swoją robotę na 120% normy i byłem doprawdy bardzo rad, że mogłem uczestniczyć w tej uczcie.

Po nich legenda HC Infest, ale niestety odpuściłem, by zachować siły na danie główne tego wieczora, czyli RAZOR. Panowie już dość wiekowi, ale wyszli i pozamiatali, jakby znów mieli 18 lat. Ponad godzinny występ zawierał przekrój ich całej dyskografii z dużym naciskiem na  „Violent Restitution” i „Custom Killing”. Jak dla mnie koncert dnia. Po nich zobaczyłem jeszcze See You In Hell i Myteri, ale większego wrażenia na mnie nie zrobiły.

Dzień trzeci, czyli kawka i Bottom z Katowic na przywitanie. Dwadzieścia minut konkretnej rozwałki na początek dnia to ja rozumiem. Panowie wielki szacun, pozamiataliście mną konkretnie.

Obscene Extreme 2017

foto: Rafał Kotylak

Chwilka przerwy i Nuclear Devatatnion z Holandii, który chciałem zobaczyć z czystej ciekawości. Wysłuchałem całego koncertu, ale jakoś mnie nie porwali. Panowie zaserwowali mieszankę crust/thrash/black i cholera wie czego jeszcze. Po tych dwóch występach znowu zrobiliśmy spacerek po trutnovskich uliczkach. Powrót nastąpił na słowackich death grindowców z Embolism. Krótki rozpierdol i na scenie stawia się trzech panów z egzotycznej Kolumbii – Suppuration. Ich brutalny i techniczny death metal zrobił mi bardzo dobrze no i czuć było, że panowie całe swe serducho włożyli w ten występ. Rottennes z Meksyku też jeńców nie brali i konkretną grind/death masakrę zafundowali zebranym pod sceną. Po solidnej dawce wpierdolu trza było jakoś odreagować, więc udaliśmy się brygadą na obscenowe koryto do pobliskiego Motorestu.

Morale zostało podniesione za pomocą sytego obiadu, więc można dalej katować narządy słuchu. Purtenance z Finlandii to stara gwardia death metalu i pokazali jak się łupie staro-szkolny metal śmierci. Ja byłem w niebo ups… w piekło wzięty. Surowe  brzmienie, toporne  walce i ten growl z najgłębszych czeluści piekła – no czego chcieć więcej?

Obscene Extreme 2017

foto: Rafał Kotylak

Zaraz po nich przyszła kolej na czeskich weteranów grindowej sieczkarni czyli Ahumano Granujo. Poczułem się jak w Akademii Pana Kleksa przeniesionej na obscenowe realia. Pod sceną i na scenie zaczęły pojawiać się dmuchane orki, koła ratunkowe i piłki plażowe. Ludzie pod sceną (i na scenie zresztą też) bawili się wyśmienicie kręcąc circle pity, tworząc ściany niekoniecznie śmierci i ogólnie brykając na lewo i prawo, i to mi się podoba. Było na wypasie. Kolej na  kapelę, którą za młokosa bardzo szanowałem, czyli niemiecki Darkness. Panowie pomimo pięćdziesiątki na karku dali solidny thrashowy show, grając głównie kawałki z pierwszej płyty i niedawno wydanej „The Gasoline Solution”. Jak dla mnie jeden z koncertów wieczoru!

Obscene Extreme 2017

foto: Rafał Kotylak

S.O.B. czyli Dany Lilker i Co. I co by tu dużo pisać, zagrali całą „Speak English Or Die” wiadomo kogo. Rozpierdol był na maksa, jak i pod sceną, tak i na niej. Szkoda, że tak krótko, no ale ta płyta trwa zaledwie 28 minut 🙂 Gościnnie na jeden kawałek wskoczył Bilos z Malignant Tumour i odwalił kawał solidnej roboty. Krótko po 21:00 zamontowali się brutale z Sinister i zgnietli wszystko swoim brutalnym i selektywnym soundem. Tak dobrze brzmiącej załogi już dawno moje uszy nie słyszały. Niecała godzinka technicznej masturbacji zrobiła swoje – ja byłem w pełni zadowolony.

Obscene Extreme 2017

foto: Rafał Kotylak

Na ten zespół czekało dużo fanów no i oto oni – Nuclear Assault wyszedł i rozpierdolił system. Thrashowa łupanka, którą zaserwowali rozniosła publiczność w drobny mak. Ja słuchałem ich koncertu z wielkim bananem na gębie, który długo po koncercie nie chciał zejść. Koncert wieczoru i mimo, że grali tylko  godzinę z hakiem, to dla mnie za mało. Po Nuclear Assault już nic nie było w stanie mnie zainteresować, choć chciałem tylko zerknąć na Hiszpanów z Wormed, ale zmęczenie wzięło górę nad wszystkim. Poszedłem jeszcze na wege hot doga i grzecznie potuptałem do namiotu.

Kolejna edycja Obscene Extreme przeszła do historii, a za rok jubileusz, czyli 20-lecie festiwalu i już oczami wyobraźni widzę, co TAM SIĘ BĘDZIE DZIAŁO 🙂

Kurtyna!!!

Obscene Extreme 2017

foto: Rafał Kotylak

 

Foty umieszczone za zgodą autorów 🙂