Gutalax

Czytając poprzednie wpisy można pomyśleć, że jestem jakimś czechofilem. No i trochę prawdy w tym jest, lubię Czechy, ich metalowe festy (ech, tylko pozazdrościć ilości letnich festiwali), kuchnie też mają wyśmienitą, no i kilka godnych uwagi kapel też się znajdzie. Dziś będzie o Gutalaxie.

Kapela istnieje od 2009 roku, a sporo szumu w grindowych kręgach się o nich narobiło. Nagrali tylko jedną płytę „Shit Beast”(2011r). 24 minuty i aż 14 utworów w klimatach death grindowej młócki. Kilka słów o muzyce: Wokalista wydobywa z siebie jakieś nieludzkie dźwięki przypominające ryk zarzynanego świniaka. Wnioskuję, że tekstów nie posiadają – a bynajmniej ja nie rozszyfrowałem żadnego. Ale w opisie znalazłem, że śpiewają, czy tam kwiczą, o pornosach i dobrej zabawie. Generalnie jest ciężko (bardzo nisko strojone wiosła) i średnio szybko. Niby chcą się rozpędzić, a coś ich blokuje, ale mnie takie „ślimaczenie” się podoba.

Gutalax

Niesamowity za to mają „imidż” sceniczny – wszyscy zawsze ubrani w kombinezony ochronne jakby zaraz… mieli nurkować w szambie 🙂 Jeśli będziecie mieli okazję zobaczyć ich koncert, to KONIECZNIE się wybierzcie, bo  uśmiech od ucha do ucha przez cały czas gwarantowany. Na koncertach fani przychodzą podobnie ubrani, niczym ekipa czyszcząca najgorzej zapyziałe toalety na dworcu PKP, oraz zaopatrzeni w niezbędne WC gadżety (papier toaletowy, szczotka, deska klozetowa). Miałem okazję widzieć to na żywo, papier toaletowy fruwał nad głowami często i gęsto, a i czasami szczotka do czyszczenia (a może i lekko używana) też przeleciała. Była zabawa na całego.

Gutalax

Zapraszam do degustacji. Pani i żeny – oto GUTALAX!!!

foto: oczywiście z Encykopedii Metalu http://www.metal-archives.com/