PHLEBOTOMIZED "Pain Resistance Suffering" - recenzja płyty, blog o muzyce metalowej

Po dość przeciętnym powrocie w postaci „Deformation of Humanity” z 2018 r, który średnio mnie zadowolił, holenderski (ups, niderlandzki) PHLEBOTOMIZED serwuje nam kolejny materiał w formie epki „Pain Resistance Suffering”, na której znalazło się siedem nowych kompozycji. W sumie nie liczyłem na jakieś specjalne fajerwerki, bo to już bezpowrotnie minęło. Po prostu byłem ciekaw w jakim kierunku podąża zespół, który popełnił tak wybitny album jakim był, jest i będzie „Immense Intense Suspense”.

Płytę otwiera krótki instrumentalny wstęp „It Will Pass…”, który skojarzył mi się z wczesnymi dokonaniami grupy. Zaraz po nim dostajemy tytułowy „Pain, Resistance, Suffering” i trupowi znów chce się żyć! 😉 Death metal podlany sowicie klawiszami i głębokim growlem sączy się z głośników jak za dawnych lat. Tylko dlaczego tak krótko??? (dwie minuty to jest dobre dla grindowców). Człowiek powoli zaczyna się rozkoszować nutą, a tu nagle jeb i koniec. „No Surrender” to już typowy Phlebotomized z melodiami, punktującym rytmem i czystymi wokalami w refrenie. Chyba najbardziej zapadł mi w pamięci (refren długo nuciłem pod nosem). „Beheaded Identity” zaczyna się dość spokojnie, wręcz niewinnie, by po chwili wprowadzić słuchacza w pogrzebowy nastrój. Wszystko owiane mgiełką smutku i depresji (czyste wokale robią tu robotę).

Po tym dostajemy krótki strzał w postaci „You Have No Idea”. „Collusion Starts Here” miarowo kroczy do przodu serwując nam miksturę metalu z rockiem (i znów czyste wokale tym razem wsparte blackowym skrzekiem). I na zakończenie tej krótkiej podróży „GPS”, czyli galopada z rwanymi riffami, potężnym growlem i mrocznymi melodiami. I tak kończy się ta wędrówka, a tym samym GPS doprowadził nas do jej kresu 🙂

Tym razem nie będzie ochów i achów, ale w zamian mogę poklepać po plecach i pogratulować wydania dobrego i szczerego materiału. Reasumując: Phlebotomized tym krótkim materiałem pokazał, że jeszcze potrafi zgrabnie połączyć melodię z brutalnością nie tracąc przy tym twarzy. Poza tym cieszy mnie każdy powrót kapeli, która po latach niebytu jeszcze chce coś rzeźbić dla garstki zagorzałych fanów, do których i ja się zaliczam. W latach ’90 Phlebotomized był jedną z nielicznych kapel łączących death metal z klawiszami nie robiąc sobie przy tym obciachu. Dziś muzyczna mapa świata jest już tak zapchana, że ciężko będzie na niej znaleźć wolne miejsce, a taki Phlebotomized jak najbardziej na nie zasługuje.